sobota, 28 września 2019

Rozdział 7 Uczucia



Odnalezienie jasnowłosego arystokraty okazało się łatwiejsze niż przypuszczałam. Jak gdyby nigdy nic po prostu stał przy kominku razem ze szklanką bursztynowej Whiskey.
-nie dokończyliśmy rozmowy - powiedziałam cicho, cały czas mając wrażenie, że słyszy mnie cały dom. Echo mojego głosu długo odbijało się od surowych ścian zanim Malfoy zdecydował się na odpowiedź:
-tylko ty tak uważasz, o czym tu jeszcze rozmawiać? Dla mnie wszystko jest jasne.
-dla mnie też, dlatego wyjeżdżam jutro z samego rana- syknęłam, a on łaskawie raczył się obrócić w moją stronę. Jego oczy były dziwnie spokojne, a wręcz puste.
-mam o wiele więcej problemów na głowie, nie widzisz co się stało z Nott’em i Higgs’em? Co zrobił im Czarny Pan? Pomyśl, skoro dopadł ich, to mi zostało już naprawdę mało czasu!
-nie wiedziałam.
-ty nigdy nic nie wiesz jeśli chodzi o praktykę. Nieistotną teorię znasz świetnie, ale praktyki wcale. Nic nie wiesz o życiu u boku Tego- Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, nie wiesz jak to jest i co spotyka zdrajców. Żyjesz w jakimś wyimaginowanym świecie naiwna dziewczyno - syknął i puścił szklankę z bursztynową cieczą.
Obserwowałam jak spada. Wyglądała jakby leciała w kierunku posadzki w zwolnionym tempie, opóźniona jakimś spowalniającym zaklęciem. Miałam wrażenie, że ona przedstawia mój upadek. Upadek mojej godności, dumy i honoru. Obiecałam Harry’emu, że mu pomogę, że ich znajdę i obietnicy dotrzymam. Decyzja zapadła. Teraz to tylko kwestia czasu.
-nie podnoś na mnie głosu - warknęłam w duchu dziwiąc się, że jestem zdolna do tak nienawistnego tonu głosu - tu jesteśmy równi.
-Równi? - prychnął i się roześmiał potrząsając jasną grzywką. - my nigdy nie będziemy równi, Granger. Kiedy to wreszcie zrozumiesz? Tu znowu wychodzi twoja ogromna naiwność, to jest właśnie to, o czym przed chwilą ci mówiłem.
-jak śmiesz! - syknęłam mrużąc oczy.
-odejdź szlamo, nie mam już na ciebie czasu, a nie lubię się powtarzać.
-tylko na tyle cię stać? - teraz to ja się złośliwie roześmiałam i zrobiłam dwa kroki w jego stronę. - myślałam, że mamy to już za sobą, zwłaszcza po tym co przeszliśmy… razem.
Na ostatnie słowo coś dziwnego przebiegło przez jego oczy, a on sam się lekko wzdrygnął.
-proponuję ci układ, pomożesz wrócić Theodorowi i Terrencowi do zdrowia, a potem możesz odejść. Jeśli mam ich, dam sobie radę. Jak widzisz tworzymy tu teraz piękny szpital dla pokrzywdzonych.
-dzięki za zgodę - prychnęłam - tylko dlatego, że mam w sobie mój honor pomogę im. I niech cię Malfoy piorun jasny strzeli, bo jesteś tak egoistyczną osobą, że aż nie mogę w to uwierzyć. Jeszcze kilkanaście dni temu myślałam, że w końcu znalazłeś w sobie odrobinę człowieczeństwa, którym zastąpiłeś tą wrodzoną bezduszność, ale jak widać grubo się myliłam.
-a ty jakbyś się zachowała, gdyby coś groziło Potter’owi i Weasley’owi, co?- syknął i podszedł do mnie tak blisko, że prawie stykaliśmy się nosami.
-starałem się Granger, naprawdę starałem się z tobą wytrzymać, ale ten dom mi świadkiem, że się nie da. Masz ostatnie ostrzeżenie. Jeśli jeszcze raz będziesz się odzywać do mnie w ten sposób, to pożałujesz!
-nie groź mi, bo jesteś wtedy po prostu śmieszny. Nie ja pożałuję wtedy, a twoi koleżkowie. - syknęłam i minimalnie się od niego odsunęłam. Zapach jego perfum sprawiał, że kręciło mi się w głowie.  
 (ZMIANA POV.)
-rozczarowujesz mnie Granger. - powiedziałem na pozór spokojnie i założyłem jej za ucho jeden irytująco spadający na czoło kosmyk kręconych włosów. Cholera jasna! Do dzisiaj nie wiem czemu to zrobiłem. Po prostu moje ręce same się tym zajęły, całkowicie olewając zdanie mózgu. Starałam się nie dać po sobie poznać, że sam jestem zmieszany swoim zachowaniem więc minąłem ją i wyszedłem z salonu. Może myślała, że to jakaś prowokacja z mojej strony? Miałem taką nadzieję.
W sypialni od razu rzuciłem się na swoje łóżko i nie mogłem przestać wściekać się na tą okropną Gryfonkę. Z jednej strony naprawdę jej nie cierpiałem, a z drugiej było w niej coś dziwnego. Coś, co mówiło mi, że mimo jej obrzydliwej krwi może być coś co mamy takie samo…wróć! PODOBNE.
                                                           ____
Weszłam do pokoju całego pogrążonego w półmroku. Przez smugę światła, która wpadała przez uchylone drzwi zauważyłam tylko kontury postaci leżącej na poduszkach.
-cze…cześć - wychrypiał głos.
-cześć, jak się czujesz? - spytałam dosyć lekkim tonem jak na czasy, w których żyliśmy.
-bywało lepiej, ale bez…c…ciebie by mnie tu nie..by…ło, mam u cie…bie dług życia…
-lumos - szepnęłam i promyk z różdżki oświetlił twarz mojego rozmówcy. Miał ostre, arystokratyczne rysy, czarne włosy i prawdopodobnie również oczy.
-czemu m…mi się tak przyglądasz?- szepnął.
-nie wiem - zmieszałam się i cofnęłam do tyłu. Cienie powodowane przez światło mojej różdżki zdawały się poruszać po ścianach i groźnie na mnie spoglądać. Tak, wiem wtedy chyba popadałam już w lekką paranoje.
-czas na zmianę opatrunków- próbowałam brzmieć twardo, ale obawiam się, że mi nie wyszło. Oblicze chłopaka rozjaśnił delikatny uśmiech.
-jasne, rób c…co musisz- powiedział i spróbował się podnieść co poskutkowało natychmiastowym opadnięciem na poduszki. Coraz lepiej szło mu mówienie, dzięki eliksirom rozluźniającym klątwa paraliżująca, która była jedną z wielu którymi oberwał powoli znikała.
Podeszłam do niego i w milczeniu zaczęłam ponownie odkażać rany i wcierać w nie lecznicze zioła, a także zmieniać opatrunki. Na koniec usiałam odmierzyć też dokładną ilość eliksirów regenerujących i przeciwbólowych do wypicia.
-dzięki - mruknął Ślizgon i zamknął oczy. Myślałam, że zapadł w sen dlatego szybko zebrałam pozostałe rzeczy i skierowałam się do wyjścia.
-n…nie wiem czy to odpowie…dni czas, ale jestem Theodor - szepnął, a ja zastygłam. Kolejna osoba, która była dla mnie podejrzanie miła. Wróć. Druga.
-Hermiona… czemu jesteś taki miły? - odparłam odwracając się w jego stronę. Zauważyłam zdziwienie malujące się na jego twarzy.
-bo…bo uratowałaś mi życie - powiedział. No tak, to było do przewidzenia. Masz interes - jesteś miły. Cóż.
Prychnęłam cicho pod nosem i ponownie odwróciłam się do wyjścia. Nie ukrywam, że jego słowa trochę mnie ubodły.
-pójdę już - mruknęłam i przeszłam pozostałą mi do drzwi drogę.
Gdy wyszłam na korytarz poczułam ulgę. Nott mnie przytłaczał, roztaczał wokół siebie specyficzną aurę, a jego ostatnie słowa minimalnie mnie zraniły. Nie wiem czemu, bo przecież w ogóle go nie znałam. Dla szlamy bezinteresownie przecież nie można być uprzejmym.
Postanowiłam sprawdzić co u Terrence’a więc cicho zapukałam do drzwi, a gdy usłyszałam ciche zaproszenie od razu weszłam.
-cześć - powiedziałam mrużąc oczy od światła. Ten pokój w odróżnieniu od poprzedniego, z którego przed chwilą wyszłam cały zalany był promieniami wschodzącego słońca.
-cześć! - odparł siedzący na łóżku Terrence i odłożył czytaną przez siebie książkę - wyglądasz na smutną, wszystko dobrze?
Nawet jeśli to nie było szczere to poczułam się odrobinę lepiej, że kogoś w tym gigantycznym „domu” może to interesować. Poczułam kolejną, nagłą falę tęsknoty za Harry’m, Ron’em i Ginny.
-tak, jasne - odparłam siląc się na uśmiech.
-kłamiesz - Terrence zmarszczył lekko brwi - jeśli nie chcesz nie musisz nic mówić, bo przecież się nie znamy. - dodał po chwili na co ja obdarzyłam go wdzięcznym spojrzeniem.
-przyszłam sprawdzić co u ciebie i zmienić ci opatrunki - powiedziałam i podeszłam do niego.
u mnie wszystko dobrze, a dzięki tobie! - powiedział radośnie i zerwał się z łóżka, na które od razu zmieszany opadł.
więcej tego nie próbuj! Twój organizm nadal jest osłabiony, a do pełni sił jeszcze daleka droga!
Oh, jesteś jak moja mama! - dodał na co obydwoje się uśmiechnęliśmy.
Masz coś teraz do roboty? - spytał unosząc brew.
Właściwie to nie - odparłam mierząc go rozbawionym spojrzeniem.
Zostaniesz ze mną? - spytał robiąc błagalną minę.
Jeśli tego chcesz, to z chęcią - powiedziałam ze śmiechem.
Ślizgon wskazał mi ręką fotel.
czytasz Historię Hogwartu!? - wykrzyknęłam, gdy zauważyłam tytuł książki leżącej obok niego na jego łóżku. - przepraszam - dodałam po chwili lekko zbita z tropu.
Nie masz za co.
Po prostu nie mogę uwierzyć, że ktoś w ogóle to czyta! To moja ulubiona książka…
Ja mam do niej duży sentyment, a poza tym też bardzo ją lubię. Powiedz mi, czemu ja cię wcześniej nie poznałem?
Nie wiem, ale myślę, że przez tą wielką wojnę między Gryffindorem, a Slytherinem, chociaż też nigdy nie widziałam cię w bandzie Malfoy’a.
Bo ja nigdy nie wdawałem się w te żałosne kłótnie, Draco to świetny kumpel, ale jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do tych waszych wojen, które zawsze toczyliście.
Oh, głupio się teraz czuję- powiedziałam rumieniąc się lekko. Wiem, że była to reakcja na poziomie 11/12 latki, ale nic nie mogłam na to poradzić.
Rozumiem, to jeśli mogę wiedzieć, ale jak to się stało, że jesteś tu razem z Draco?
Proponuję pominąć fragment, w którym opowiadałam Terrence’owi jak to wszystko się zaczęło.
-jesteś świetną osobą, żałuję, że nie poznałem cię wcześniej, ale to wszystko przez te cholerne kłótnie między naszymi domami i uprzedzenia większości Ślizgonów do czarodziejów mugolskiego pochodzenia, bo tak naprawdę, gdyby to wyeliminować być może nawet nie byłoby teraz tej całej wojny, którą tak zaciekle toczy Czarny Pan!
-też tak uważam, ale jak to się stało, że Ten- Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać zrobił wam takie coś?- spytałam i dopiero po chwili zorientowałam się co właśnie powiedziałam. Kompletnie się zapominałam w towarzystwie Terrence’a - przepraszam, nie chciałam wyjść na wścibską.
-wcale na taką nie wyszłaś, po prostu Nott jest prawdopodobnie najlepszym medykiem wśród Śmierciożerców więc, gdy Czarny Pan poprosił go o uleczenie Bellatrix po tym co zrobiła pewnej mugolce na oczach Theo ten odmówił. Czarny Pan się wściekł i tak go urządził, a oberwało się przy okazji również i mnie. Nie zabił Nott’a tylko dlatego, że był najlepszym uzdrowicielem. Potem było coraz gorzej. Theodor się buntował, a Wiadomo- Kto go tego nie toleruje więc go torturował, aż w końcu doprowadził do takiego stanu. Uciekliśmy ze strachu, ale tylko dzięki przypadkowi… - opowiadał Terrence, ale wtedy przerwał i jakby się zamyślił. - wybacz, ciężko mi do tego wracać…
-nie musisz opowiadać jeśli nie chcesz!- zaprotestowałam, ale on tylko pokręcił przecząco głową.
-ale ja chcę. W każdym razie uciekliśmy i pierwszym miejscem, które przyszło mi do głowy było właśnie to. Być może dlatego, że gdy byliśmy młodsi Draco zabierał nas tu razem z Zabini’m, Crabb’em, Goyle’m i Flint’em, i to właśnie jest kolejną rzeczą, do której mam sentyment. Cóż, jak widać chyba do zbyt wielu rzeczy i miejsc mam sentyment. - mruknął i spojrzał na grube tomiszcze nadal leżące mu na kolanach - Prawdopodobnie pokonaliśmy zaklęcia tylko dlatego, że Malfoy kiedyś udzielił nam tu wstępu… to bardziej skomplikowane, ale gdy tak myślę, to nie mogę uwierzyć, że w końcu udało mi się uwolnić, bo inaczej prawdopodobnie do końca życia służyłbym Czarnemu Panu tylko przez strach przed śmiercią.
-to…
-okropne?
-straszne.
                                                ———————————————————-
Mijały dni, które w większości spędzałam na rozmowach z Terrencem, który powoli stawał się dla mnie kimś w rodzaju kolegi? Jak to się mówiło? Kumplem? Mój kolega, bo chyba mogę go już tak nazywać, stawał mi się naprawdę bliski, był można powiedzieć, że odskocznią od chamskich i bezczelnych zachowań Malfoy’a, których chciałam uniknąć najbardziej jak się dało. Ja wręcz uciekałam od niego. Miałam naprawdę dość. Nie chciałam kontaktu z blond-włosym arystokratą, chociaż wiedziałam, że mieszkając pod jednym dachem jest to zwyczajnie niemożliwe. Znowu byliśmy na etapie wzajemnej nienawiści, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Z Terrencem na szczęście było inaczej. Pomagał mi psychicznie. W pewnym sensie był też bezpieczną ostoją, w której mogłam odpocząć od Malfoy’a.
Dni mijały niezwykle wolno, całe poprzecinane na zmianę: infantylnymi kłótniami z Draco i ciekawymi pogawędkami z Terrencem. W międzyczasie przez przypadek dowiedziałam się również co przydarzyło mi się w „norze” i dlaczego straciłam wtedy przytomność, a potem jeszcze przez długi czas czułam się tak bardzo osłabiona. Prawda mną wstrząsnęła. Zdecydowałam się na razie odłożyć badania nad antidotum jadu. Zbyt się bałam o swoje zdrowie. Za drugim razem nie będę już mieć takiego szczęścia.
I tak, nadszedł czas, gdy zaczynacie się dziwić, gdzie w tym wszystkim jest Theodor Nott?
Otóż on również znalazł tu swoje miejsce. Powoli wracał do zdrowia, ale niektóre urazy okazały się być trwalsze i głębsze niż mi się wcześniej zdawało. Przychodziłam do niego przynajmniej dwa razy dziennie i każdego dnia miałam wrażenie, że robi się coraz bardziej tajemniczy i zamknięty w sobie, ale mimo tego nigdy nie pozostał nieuprzejmy i nigdy w żaden sposób mnie nie obraził. Czasami, późnymi wieczorami słyszałam jak z jego pokoju dobiegają szepty Draco. Spróbowałam nawet spytać o to Terrence’a, ale on nic o tym nie wiedział, wydawał się być wręcz całkowicie poza tym. Ani razu nie odwiedził Nott’a, a z samym Malfoy’em rozmawiał tylko bardzo lakonicznie podczas wspólnych posiłków. Też był zamknięty w sobie, ale w trochę innym sensie niż Theodor. Dziwiło mnie, że tak odciął się od Theodora i nie dogadywał się zbyt dobrze z Draco.
-Granger! - wrzasnął Malfoy, gdy przez nieuwagę na niego wpadłam, a książka, którą właśnie czytałam spadła mu na stopy - myślałem już, że wyrosłaś z tego durnego nawyku czytania książek zamiast patrzenia przed siebie!
-oh, wybacz Malfoy staram się tylko poszerzać swoją wiedzę, ale właściwie co ty możesz o tym wiedzieć, prawda?
Malfoy cicho przeklął pod nosem i zupełnie jak małe dziecko zacisnął dłonie w pięści.
-Burrengia! - mruknął i książka leżąca na ziemi stanęła w płomieniach. Zagotowało się we mnie, ale postanowiłam nie dać mu tej satysfakcji i tego nie pokazywać.
-zachowujesz się tak samo infantylnie jak zawsze- syknęłam i go wyminęłam zmierzając prosto do pokoju Theodora.
Teraz sami możecie zobaczyć na jakim poziomie były nasze „rozmowy”. Wszystko wróciło do normy z poprzednich lat.
-mogę? - spytałam zza uchylonych drzwi, a gdy usłyszałam ciche przyzwolenie od razu wślizgnęłam się do środka. W pokoju jak zwykle panował półmrok.
-jak się czujesz?
-cóż, całkiem, całkiem.
przyszłam zmienić opatrunki, to już ostatni raz. Jutro czeka nas tylko ich ściąganie, a teraz wypij to. Najgorsze masz już za sobą - powiedziałam i podałam mu mały flakonik wypełniony czerwonawym płynem.
-widzę, że zaprzyjaźniłaś się z Terrence’m.
-nie wiem, czy można to nazwać przyjaźnią - mruknęłam, a przez głowę przemknęli mi Harry, Ron i Ginny.
-rzeczywiście, ja nazwałbym to czymś więcej niż przyjaźnią - powiedział i potrząsnął czarną grzywką.
-skąd ci coś takiego w ogóle przyszło do głowy?
-mi nie, ale Draco tak.
-co? - spytałam niezbyt elokwentnie. W ogóle nie docierał do mnie sens wypowiedzianych przez niego słów.
-widzimy jak się na ciebie patrzy, a w dodatku z gęby wtedy ciurkiem leci mu ślina! - zaśmiał się bez krzty wesołości.
-co Malfoy’a to obchodzi!? Mogę robić co mi się podoba, a poza tym jakoś nigdy nie wspominał mi żeby w jakikolwiek sposób irytowało lub przeszkadzało mu nasze koleżeństwo z Terrence’m! - sapnęłam ledwo tłumiąc złość.
-koleżeństwo… - prychnął czarnowłosy Ślizgon i z powrotem opadł na ciemne poduszki. - Malfoy’a irytuje fakt, że jak to powiedział: „nie życzę sobie żeby ona plamiła krew Terrence’a w moim domu!”
-a ty widzę, że jesteś po jego stronie - powiedziałam nie mogąc powstrzymać wręcz słyszalnego rozczarowania rozbrzmiewającego w moim głosie.
-nie, ja nie jestem po żadnej stronie.
Gdzieś już to słyszałam. No tak, Malfoy tak powiedział, co prawda w innym kontekście, ale wbrew pozorom oba te zdania mogły mieć ze sobą wiele wspólnego.
-podświadomie już dawno wybrałeś stronę - mruknęłam i wyszłam z pokoju. Musiałam odetchnąć więc oparłam się o drzwi zza których dobiegały mnie przekleństwa pomieszane z „to nie tak”.
Jednak wszyscy Ślizgoni są tacy sami. No dobra, może prawie wszyscy.
                                               ——————————————————
O co jej chodzi?
O co jej chodzi?
O co jej chodzi?
Co mnie ominęło?
Nienormalna wariatka.
Dzisiaj minęły dwa tygodnie od kiedy się do mnie nie odzywa. Irytuje mnie to jeszcze bardziej niż te śmieszne kłótnie. Mnie się tak po prostu nie ignoruje! Ona sama pewnie w środku ledwie wytrzymuje nie zadawanie tylu pytań. Nienormalna. Dziwnie się czuje bez tych kłótni, a na dodatek do szału doprowadza mnie fakt, że od tak po prostu brudno-krwista ignoruje sobie mnie, kogoś znacznie ważniejszego i to o czystej krwi.
Dobry Boże, kimkolwiek jesteś dlaczego to co przed chwilą przeszło mi przez głowę musi tak żenująco brzmieć?
Nieważne.
Najważniejsze, że Theo już prawie wyzdrowiał. Z nim i Terrence’m damy sobie radę!
O, idą. Ała, co mnie tak kłuje w brzuchu? Irytuje mnie, że on w MOIM domu spoufala się z jej brudną krwią. Będę musiał z nim porozmawiać. Nie mam ochoty oglądać tej obrzydliwości i hańby jaką jest bycie tak blisko niej i właściwie to już prawie mieszanie krwi!
Dobry Boże, jak ja jej nienawidzę, denerwuje mnie każdą najmniejszą cząstką siebie.
-proszę, proszę. Kogo my tu mamy… - nie mogłem się powstrzymać od złośliwości.
-do rzeczy Malfoy.
-od kiedy się do mnie odzywasz, Granger? - skrzywiłem się, a ona tylko wywróciła oczami.
-razem z Terrence’m - zaczęła mówić i co chwila rzucała mu niepewne spojrzenia - zdecydowaliśmy, że skoro Theodor jest zdrowy, co oznacza, że wypełniłam swoją część umowy więc sama już mogę odejść, że Terrence zrobi to razem ze mną.
Naiwna.
Myślałem, że krew mnie zaleje. Dosłownie
-nie, Granger! Theo jeszcze nie jest do końca zdrowy!
-jest, nie ma już nawet najmniejszej ranki, samodzielnie chodzi i teraz to już kwestia kilku dni.
-Terrence? - jęknąłem czując się zdradzony.
-ja… ja jej nie zostawię! W dwójkę napewno będzie raźniej i bezpieczniej.
-od kiedy zrobiłeś się taki dobry? Znacie się zaledwie kilka tygodni! I nie zapominaj, że jej krew jest brudna! Narobi ci tylko kłopotów!  - wrzasnąłem już kompletnie nad sobą nie panując.
-Draco, myślę… myślę, że tobie i Theo będzie łatwiej ze względu na to, że macie właśnie tą cholerną czystą krew, a ja pomogę Her…
-o nie, Higgs, nie, nie, nie! Rozmawialiśmy już na ten temat! Granger nie może odejść przez to cholerne zaklęcie!
-zaraz, zaraz Malfoy! Obiecałeś!
-niczego ci nie obiecywałem, to była tylko luźna rozmowa - mruknąłem próbując grać na czas.
-mogę robić co mi się podoba! Nie zatrzymasz mnie tu - syknęła bezskutecznie próbując spojrzeć mi w oczy.
Postanowiłem lekko zmienić taktykę.
-gdzie się zatem wybieracie? - spytałem z przekąsem.
Granger rzuciła kolejne zaniepokojone spojrzenie Terrence’owi. Jakby conajmniej był jej jakimś prywatnym obrońcą, bohaterem, a w rzeczywistości był taki sam jak ja i Nott… też nie raz zabijał na rozkazy. Bez mrugnięcia okiem torturował, a może i gwałcił? Szkoda, że ona o tym nie wiedziała. Przy niej nagle stał się taki dobry. Żałosne.
-do Londynu - odparł Terrence, a we mnie znowu się zagotowało. Myśli kłębiły mi się w głowie, a ja cały czas miałem wrażenie, że jest ich już tak dużo, że są widoczne.
-do Londynu?! GRANGER! Czemu musisz być tak ograniczona!
-stamtąd łatwiej będzie mi namierzyć zakon i jeśli „ograniczeniem” nazywasz troskę o przyjaciół, to mogę ci tylko współczuć. Ty nie wiesz co to przyjaźń i miłość, bo jakbyś wiedział nie zachowywałbyś się jak skończony egoista i już dawno pozwolił mi odejść!
-jak zamierzasz ich namierzyć? - prychnąłem - skoro Czarny Pan ze swoją armią nie zdołali?
-…tylko, że oni nie byli mile widzianymi gośćmi, a ja tak!
-chodź Theo, nie będziemy na nich tracić czasu - rzuciłem ostatnie rozczarowane spojrzenie Terrence’owi i odszedłem mając nadzieję, że Theodor zrobił to samo.
Nie chciałem patrzeć na Granger. Przez nią oboje zginiemy! Czemu musiała być tak nieprawdopodobnie wręcz naiwna? Zresztą niech sobie nawet będzie, ale bez ryzykowania mojego życia! Powinna być mi wdzięczna za to, że tyle razy uratowałem jej dupę i dałem dach nad głową! Niewdzięczna szlama! Merlinie, jak ja jej nienawidzę! Chociaż… nie. Sam już nie wiem, ale być może Terrence’a nie cierpię jeszcze bardziej! Pieprzony zdrajca! Dlaczego w moim domu musi być z nią tak blisko! Wolałbym żeby nie plamił tu krwi! Niech jej nie dotyka, albo lepiej… niech się do niej w ogóle nie zbliża!
Otrząsnąłem się z tego zamyślenia orientując się, że jestem w bibliotece. Westchnąłem i podszedłem do najbliższego fotela obok którego stał stoliczek z karafką napełnioną Whiskey. O tak, tego mi było trzeba. Usiadłem w fotelu i zamknąłem oczy starając się nie myśleć. Prawie podskoczyłem, gdy ktoś nagle wszedł do środka gwałtownie trzaskając drzwiami.
głośniej się nie dało? - warknąłem zirytowany bezmyślnym zachowaniem mojego przyjaciela.
dało, ale nie chciałem cię budzić - uśmiechnął się złośliwie. Przewróciłem oczami.
- Co chcesz?
- Właściwie to nie wiem od czego zacząć…
Parsknąłem z tej ironii.
- świat się kończy, jeśli Theodor Nott nie wie co ma powiedzieć.
- daruj sobie. Ja doskonale wiem, co mam powiedzieć, po prostu szukam odpowiednich słów żeby cię nie urazić.
Poziom mojej irytacji gwałtownie wzrósł.
- słucham więc.
- Mawiają, że jesteś mistrzem pozorów i skrywania emocji, a jednak tutaj miękniesz.
- Do rzeczy - warknąłem nawet nie siląc się na grzeczniejszy ton.
- Cóż, obydwoje doskonale wiemy, albo może ty nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale ja to widzę, że tu nie do końca chodzi o fakt, że kiedy Granger odejdzie, ty niby będziesz w niebezpieczeństwie i dlatego tak usilnie starasz się ją zatrzymać…
- Dosłownie zatkało mnie, ale też nie mogłem dłużej tego słuchać. Szklanka wypadła z mojej dłoni. - - Raptem, w ciągu jednego dnia stłukłem już kolejną szklankę. Co się ze mną dzieje?
- Radzę ci natychmiast to skończyć. Chodzi tylko i wyłącznie o to. Myślisz, że mógłbym, że… oh! - -- Obrzydliwe! - skrzywiłem się ostentacyjnie i nie odrywałem wzroku od podłogi. Słowa, które miał na myśli Nott nawet nie chciały mi przejść przez gardło.
- Spójrz mi w oczy Draco, nie uciekaj!
Wziąłem głęboki oddech i powoli oderwałem wzrok od posadzki.
- nigdy. Nigdy nie mógłbym zakochać się w szlamie.
- Ale za to dosyć ładnej.
- Jest dużo ładniejszych od niej czysto-krwistych dziewczyn! Ona jest całkowicie przeciętna, a poza tym ledwo ją znam!
- Nie przesadzaj, spędziliście już ze sobą trochę czasu!
- Polegającego głównie na wzajemnym ratowaniu sobie życia, ucieczkach i kłótniach! - wrzasnąłem łapiąc się za włosy. Dopiero po chwili przez myśl przeszło mi, że to mogło zabrzmieć lekko dwuznacznie - to nie znaczy, że chciałbym coś innego.
- A to wszystko może coś znaczyć… - zaczął, ale po chwili nagle zmienił zdanie - dobra, może rzeczywiście masz rację, przepraszam - mruknął lekko strapiony Theodor. Coś mi tu nie pasowało, za szybko się poddał.
- Po prostu dobrze było, gdy była blisko. Zawsze się do czegoś przydawała - przyznałem niechętnie.
- Czyli przyznajesz, że NIE była kulą u nogi, jak to miałeś w zwyczaju mówić?
- Sam nie wiem! Przez to jej gadulstwo może i była! Głównie chodziło o to, że póki nie jest daleko jestem bezpieczny i wy również.
- Jak zwykle egoistyczny Draco Malfoy.
- Czego się spodziewałeś, doskonale wiesz w jakich czasach żyjemy, Nott.
- Ale czy to od razu musi oznaczać, że wydałbyś swoich przyjaciół na pewną śmierć?
nie, w ogóle czemu tak pomyślałeś? - powiedziałem mocno wstrząśnięty poważnym tonem mojego przyjaciela jak i samą sugestią.
 - Niewiem - mruknął i potrząsnął głową, a czarna grzywka opadła mu na czoło.
- Niech Granger robi co chce! Nic mnie ona nie obchodzi! Byle by tylko nie mieszała krwi w moim domu!
- Nie zachowuj się jak dziecko, Draco.
- Mam plan, który może się udać. Czytałem ostatnio w pewnej księdze o dodatkowych właściwościach kamieni księżycowych zmieszanych z sierścią wilkołaka. Podobno mogą one ukryć twoje istnienie, sprawiając, że dla wszelkich zaklęć i tym podobnym pozostaniesz niewidocznym, chociaż oczywiście musi być haczyk. Najdłuższe testowane działanie tych dwóch składników to miesiąc. Po miesiącu prawdopodobnie „czar” pryska.
- A jeśli zastosowalibyśmy większe proporcje?
- nie wiem co by się stało, może nie bez powodu wiadomo, że tylko miesiąc można pozostać niewykrywalnym.
- Dobre i to, przyda nam się każdy dodatkowy czas. Czyli wystarczy tylko zmieszać to ze sobą i zjeść, czy jak?
- Nie, matole! Musisz to wszystko przygotować jak do normalnego eliksiru, a potem tylko wrzucasz do wody i tyle… chyba.
- I kto tu jest matołem!
- Ja przynajmniej podałem jakąś alternatywę!
- Ale nie dość, że niepewną i mocno ryzykowną to jeszcze niewiadomo jakie będą jej skutki uboczne.
- Może nie będzie żadnych? - spytałem pewnie nieco zbyt optymistycznie do mojej własnej miny.
-To nie czas i miejsce na żarty, zacznij się w końcu zachowywać adekwatnie do sytuacji - Theodor rzucił mi tylko rozczarowane spojrzenie.
- zgaduję, że sierść wilkołaka znajdziemy tylko na Śmiertelnym Nokturnie?
- A gdzie? W miodowym królestwie? Myśl trochę, nigdzie indzie nie sprzedają czegoś takiego, bo i po -co? Z resztą to chyba nawet jest zakazany składnik.
-Obaj jesteśmy poszukiwani, ciekawe jak zamierzamy się tam dostać! Za nasze głowy napewno jest już wysoka nagroda!
- Szczególnie za moją - mruknąłem z przekąsem - ale mam plan.
- Jaki znowu? - prychnął Nott uśmiechając się lekceważąco.
- Eliksir wielosokowy!
- Nie mówisz poważnie, chociaż właściwie to mogłem się tego spodziewać!
- Czemu niby nie? To jaki masz inny pomysł?
- Po prostu mam złe przeczucia!
- Ja też.

                                                                    **************

Cześć, rozdziały planuję teraz publikować co ok. 3 tygodnie ze względu na mniejszą ilość czasu. Jak Wam się podoba? Jakieś uwagi? Czekam na Waszą opinię.

Do następnego,
Incendia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 8 Dla tych którzy odeszli, odchodzą i odejdą

W myślach odhaczyłam ostatnią rzecz do zabrania i przy pomocy zaklęcia zmniejszyłam kufer do rozmiarów odpowiadających wielkościom naparstk...

Najpopularniejsze