środa, 11 września 2019

Rozdział 6 Goście



Obudziłem się rano niespotykanie spokojny i przez pierwsze kilka minut w ogóle nie odczuwałem zmartwień. Obróciłem głowę w bok i zobaczyłem puste miejsce. No, tak… oczywistym był fakt, że to co miało miejsce dzisiejszej nocy nigdy nie powinno mieć miejsca i moja już w tym głowa. Poczułem nagły przypływ złości na siebie i na nią też, co doskonale wiedziałem, że było całkowicie nieuzasadnione. Chciała mi pomóc, a to moja wina, że pozwoliłem sobie na taką słabość akurat przy niej. Skończony idiota! Przez chwilę myślałem nad Oblivate, które rzuciłbym najpierw na nią, a potem również na siebie, ale o z grozo! Nie dostrzegłem nigdzie swojej różdżki. Pewnie musiała ją ukryć w obawie, że znowu zrobię coś jej zdaniem głupiego.
Nie dawał mi spokoju również fakt, że była to pierwsza noc od bardzo dawna podczas, której nie miałem albo przynajmniej nie pamiętałem żebym miał jakiekolwiek koszmary, a co gorsza przez chwilę poczułem jakąś namiastkę bezpieczeństwa. Przy szlamie! To niedopuszczalne. To, że przez jakiś czas (czyt. Niewiadomo ile) jesteśmy na siebie skazani  to nie znaczy, że od razu musimy zachowywać się jak… nawet nie chcę o tym myśleć!
Jak mogłem sobie na coś takiego pozwolić?! Gdyby dowiedział się o tym ktokolwiek z mojego środowiska byłbym już skończony… chociaż właściwie to już jestem. Irytowało mnie to, że wtedy kompletnie nic mnie nie obchodziło, chciałem tylko jej dotknąć i poczuć spokój. Boże, to naprawdę źle brzmi. W końcu nic dziwnego, to przecież szlama, której na dodatek w ogóle nie znam. Wcześniej nigdy w życiu nie przyszłoby mi nawet do głowy, że osoba, która mnie przytuli i którą co najgorsze ja sam przytulę będzie szlamowata, kujonka Hermiona Granger. To niedorzeczne.
Nie. To wręcz nie do zniesienia, bo co z tego, że teraz czułem do siebie obrzydzenie skoro w głębi doskonale wiedziałem, że tego nie żałuję i jak bardzo wtedy tego potrzebowałem. To naprawdę absurdalne. Ciekawe jakby to się potoczyło, gdyby na jej miejscu wtedy była jakaś inna dziewczyna na przykład czystej krwi!
W końcu doszedłem do wniosku, że nie mogę o tym myśleć i ze wszystkich sił muszę spróbować o tym zapomnieć.
-Robak! – wezwałem skrzata, który natychmiast się ukłonił. – przygotuj śniadanie do jadalni, gdzieś na za godzinę – dodałem kompletnie nie wiedząc, która właściwie była godzina.
-oczywiście, mój panie, czy mogę już odejść? – zapytał ze wzrokiem wbitym w podłogę.
-tak, znikaj już. – mruknąłem i starając się nie patrzeć na puste miejsce na łóżku od razu poszedłem do łazienki, w której postanowiłem odbyć długą kąpiel, która miała za zadanie zmyć ze mnie cały zapach tej nieznośnej Gryfonki, a no i… szlam. Zastanawiałem się tylko, czy spała tu przez całą noc, czy gdy zasnąłem wróciła do siebie. Oby to była ta druga opcja. Oby.

                                                                 ***
Obudziłam się z myślą, że w końcu postąpiłam dobrze. Pomogłam mu, a potem odeszłam, gdy był ku temu czas. Zrobiłam coś dobrego.
Irytował mnie jednak fakt, że przebywałam tu w stu procentach na łasce Malfoy’a. Nigdy nie lubiłam nadużywać gościnności, nawet bywając w wakacje w Norze, a co dopiero mieszkając pod jednym dachem z Nim! Poczułam jak mój humor gwałtownie się pogarsza, a poziom frustracji wzrasta. Jedyna rzecz, która mnie w jakimś stopniu cieszyła to fakt, że Malfoy obiecał pomoc mi w odnalezieniu przyjaciół. Ta myśl napawała mnie jako takim optymizmem.
Weszłam do „swojego” pokoju z postanowieniem wzięcia długiej kąpieli więc od razu skierowałam się do łazienki. Siedziałam w wannie aż za długo, bo prawie usnęłam. Zdziwiło mnie to dlatego, że przecież dopiero niedawno wstałam, ale jak widać zmęczenie psychiczne potrafiło mocno dać w kość.
Podeszłam do swojego odzyskanego kufra, (ciekawe czy Malfoy już zauważył, że zabrałam swoje rzeczy.) i zaczęłam szukać czegoś do ubrania. W końcu zdecydowałam się na czarne jeansy i trampki, a do tego zwykły szary t-shirt i moją starą, wysłużoną kurtkę motocyklową. Włosy spięłam w niedbały kok, który nieskromnie mówiąc nawet mi pasował  i nawet nie wysiliłam się na nałożenie na usta choćby pomadki, a tym bardziej jakikolwiek makijaż, bo i po co? Dlatego wciąż dziwiło mnie, że dwa dni temu chciało mi się to robić.
Nie wiedziałam właściwie co mogłabym robić. Miałam zejść na dół? Zostać tu? Nie. Nie mogę siedzieć bezczynnie. Nienawidziłam tego!
Zdecydowałam zejść na parter. Najpierw sprawdziłam salon, który okazał się być pusty. Następnym pomieszczeniem na dole była kuchnia, w której uwijał się „Robak” więc spytałam czy nie potrzebuje pomocy, co on uznał za „delikatne” pospieszanie go i sam zaczął się karać za to, że jego zdaniem jest „taki wolny”. Ledwo udało mi się go powstrzymać od zrobienia sobie poważniejszej krzywdy. Biedny skrzat. Chciałam go spytać gdzie właściwie jesteśmy, bo nadal nie byłam pewna i gdzie może być teraz Malfoy, ale nie był w nastroju do rozmowy. Kolejne drzwi po kuchni okazały się być wejściem do wielkiej jadalni, której jedynymi meblami był stół i kilkanaście krzeseł idealnie do niego przysuniętych. Znowu zauważyłam, że wszystkie obrazy są przysłonięte, tak samo jak w salonie.
Coś mi mówiło, że powinnam tu zaczekać na arystokratę, ale nie byłabym sobą gdybym to zrobiła dlatego, że na parterze zostało mi jeszcze jedno pomieszczenie do „odkrycia”. Pociągnęłam za klamkę ostatnich drzwi, które okazały się być zamknięte czym jeszcze bardziej zmotywowały mnie do poznania wnętrza pomieszczenia, które się za nimi kryło.
-alohomora – szepnęłam mając nadzieje, że Malfoy od razu nie zostanie powiadomiony o użyciu magii przeze mnie. Oczywiście było absurdalną myślą z mojej strony. Ku mojemu zdziwieniu drzwi nadal pozostały zamknięte. To tylko potęgowało moją ciekawość. Co mogło być za nimi, że było tak strzeżone? Skarbiec? Nie, na pewno nie. Po pierwsze Malfoy’owie trzymali swoją fortunę w Gringottcie, a po drugie to i tak nawet nie była ich główna posiadłość, którą w zeszłym roku miałam nieprzyjemność odwiedzić razem z Harry’m  i Ron’em. Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie tych chwil i odruchowo naciągnęłam rękaw kurtki na nadgarstek.
Jedyne zaklęcie mocniejsze od Alohomory, które w tej chwili przychodziło mi na myśl to Sesam Materio, które spowodowało zniknięcie całych drzwi. Szybko przeszłam przez próg i kolejnym dość skomplikowanym zaklęciem przywróciłam drzwi na swoje miejsce. Zapanowały egipskie ciemności.
-lumos maxima – szepnęłam.
Znajdowałam się na szczycie kamiennych schodów. To ewidentnie było zejście do jakiejś piwnicy. Przełknęłam głośno ślinę i z wyciągniętą przed siebie różdżką zaczęłam schodzić w dół po mocno nadszarpniętych zębem czasu schodach. Moim przewodnikiem automatycznie stała się bladoniebieska kula światła.                                                              
                                                            *********

Dzięki wszystkim zaklęciom ochronnym od razu wyczuwałem, gdy ktoś używał na terenie posiadłości zaawansowanej magii. No tak, Granger. A czego innego można było się spodziewać? Jednak lekko mnie to zaniepokoiło. A co jeśli to nie ona, tylko ktoś wdarł się do środka? A może próbowała uciec? Jeśli tak to była jeszcze większą idiotką, niż tą za jaką ją uważałem. Pospiesznie opuściłem przyjemnie ciepłą wodę i po niecałej minucie, wysuszony zaklęciem wyszedłem z łazienki od razu idąc do garderoby. Ubrałem się jak zwykle: czarne buty, spodnie i koszula. Jak na złość oczywiście miałem problem z dopięciem mankietów dlatego prawie od razu dałem sobie z nimi spokój. Z każdą minutą moje złe przeczucia wzrastały.
Czy cholerna Granger naprawdę musiała cały czas ściągać na siebie kłopoty?
Doskonale pamiętam, że mrucząc przekleństwa wyszedłem ze swoich komnat w pośpiechu zabierając swoją różdżkę. Niestety magia nie pokazywała gdzie dokładnie była osoba jej używająca więc swoje poszukiwania zacząłem od jej komnat, które okazały się być puste. Czułem, że była gdzieś na dole dlatego obojętnie minąłem szereg drzwi prowadzących do pustych sypialni na piętrze i od razu zszedłem na dół. Sprawdziłem salon i kuchnię, w której Robak powiedział mi, że była u niego dwadzieścia minut temu i pytała o śniadanie, czyli można z tego wnioskować, że chęć ucieczki raczej odpadała.
Do przewidzenia było, że w jadalni jej nie zastanę, a więc częściowo moje obawy już się sprawdziły: była w lochach. Tylko jakim cudem się tam dostała? Drzwi były mocno zabezpieczone. Od razu poczułem, że coś nie gra, gdy tylko zbliżyłem się do drzwi, które jak widać sama za pomocą magii „wymieniła”. Otworzyłem je i od razu dopadł mnie zapach kurzu i lekkiej stęchlizny.
-lumos – mruknąłem i ruszyłem w dół. Nie wiedziałem co tam zastanę, ale po latach morderczych treningów w Malfoy Manor raczej nic by mnie nie zaskoczyło.
Zszedłem na dół i od razu zastałem Granger odwróconą do mnie tyłem, a przed nią unosiła się niebieskawa sylwetka Potter’a. Co oni do licha robili w moich lochach? Nie mogli sobie znaleźć innego miejsca na pogawędkę? Znaczy fizycznie Potter’a na szczęście tu nie było, ale liczył się sam fakt.
-oh…- ewidentnie się zmieszał, gdy mnie dostrzegł.
-dzień dobry, Potter – warknąłem na co Granger od razu się odwróciła. W półmroku prawie w ogóle nie widziałem jej twarzy na dodatek w większości przysłoniętej przez uciekające z jej „fryzury” kosmyki włosów.
-witaj Malfoy- odparł spięty.
-ale jak to możliwe, nadal nie wiecie gdzie są?
-niestety. To już dwa tygodnie, a ja czuję jakbym nie widział ich od miesięcy!
-Jak sobie radzicie?
-jest dobrze.
-Harry, jestem twoją przyjaciółką, mów prawdę! – upomniała go Granger marszcząc brwi. Prychnąłem. Wielka przyjaźń polegająca na wzajemnym okłamywaniu się.
-nienawidzę narzekać, ale jest coraz gorzej. Kłótnie są coraz częstsze, czasem nawet McGonagall przestaje nad sobą panować, a z Ronem…- spojrzał na mnie wymownie.- czy on naprawdę musi tu być? – jęknął ze zrezygnowaniem.
-Malfoy…
-nie.
-MALFOY!
-nie.
-dobra zignorujmy go, jest nieznośny.
-z Ronem jest coraz gorzej od kiedy oberwał jakąś Czarno-magiczną klątwą.
-kiedy to się stało?
-trzy dni temu. O mało nas wszystkich nie złapali. Powoli kończą nam się miejsca do ukrywania, ale cieszę się przynajmniej, że ty jesteś bezpieczna.
-Harry, powiedz mi gdzie jesteście! Znajdę was!
-Hermiono, nie możesz. Teraz przynajmniej nie muszę się martwić o ciebie.
-ale za to ja umieram ze strachu o was! – powiedziała naburmuszona.
-oh, wzruszające – syknąłem nie mogąc się opanować ze śmiechu.
- milcz - wysyczała, a z jej oczu ział wielki smutek pomieszany z widocznym rozgoryczeniem.
-nigdy więcej nie mów do mnie w taki sposób – warknąłem, przypominając sobie, że podobne słowa powiedziałem dzisiejszej nocy.
-Harry, jak mogę wam pomóc? – spytała starając się mnie ignorować.
-Hermiono, o nas się nie martw, damy sobie jakoś radę. McGonagall z innymi… pozostałymi nauczycielami zapewniają nam ochronę, chociaż wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że ostateczna walka jest nieunikniona i nieuchronnie się zbliża.
-muszę być przy was. Harry! Gdzie jesteście? – naciskała.
-w jakiś lasach, na jednej z wysp. McGonagall mówi, że to jakieś trzysta kilometrów, na północ od Hogwartu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze planujemy zostać tu jeszcze jakieś dwa, może trzy tygodnie. Jest tu wystarczająco zwierzyny żeby nikt nie był głodny, a miejsce wydaje się być tak odosobnione, że na razie powinniśmy być względnie bezpieczni, aczkolwiek nigdy nie wiadomo.
-w takim razie oczekuj mnie. Chyba zaczynam mieć plan. – mrugnęła do niego porozumiewawczo, co Potter odwzajemnił uśmiechem.
-Hermiono, mam nadzieję, że wiesz jak bardzo to niebezpieczne i bezsensowne, damy sobie radę, uwierz mi.
-o pierwszy raz mówisz z sensem Potter! – mruknąłem, ale niestety mnie usłyszeli.
-co?- spytali jednocześnie.
-jeśli Granger odejdzie to Namiar…
-zamknij się - uciszyła mnie – nie komplikuj sprawy.
-o co chodzi Hermio… - zaczął Złoty Chłopiec, ale nie zdążył bo zaczął się rozpływać.
-czekajcie na mnie! – krzyknęła tylko moja ulubiona szlama zanim całkowicie zniknął.
-co to ma znaczyć? Musiałaś schodzić aż tutaj żeby sobie poplotkować z Potter’em? – warknąłem mocno poirytowany na co ona fuknęła i obrażona minęła mnie bez słowa.
- nie waż się mnie ignorować! – krzyknąłem łapiąc ją za ramię. Roześmiała się szyderczo.
-ty robisz to cały czas! – krzyknęła z wyrzutem – kogo zamierzasz więzić, albo już więziłeś w tych lochach, co Malfoy?
- to na wypadek, gdybyś była niegrzeczna, a tak poza tym to nie twoja sprawa!
-czego innego mogłam się spodziewać po Śmierciożercy – zaczynała swoją durną paplaninę.
-Śmierciożercy, który uratował ci trzy razy życie, ty niewdzięczna szlamo! – syknąłem zły na samego siebie, że wcześniej ją ratowałem. Teraz było widać jak mi się odpłacała.
-ty…
-no, ja?
-ty morderco! – wrzasnęła mierząc palcem w jakieś kości w jednej z pustych cel. Miarka się przebrała. Przyciągnąłem ją do siebie i przyparłem do jednej z chłodnych, kamiennych ścian. Wbiłem jej różdżkę w gardło jednocześnie czując przenikliwe ciepło bijące od jej ciała.
-zabijesz mnie? Śmiało! – syknęła unikając mojego wzroku. Wiedziałem, że była to tylko marna prowokacja, ale i tak wyprowadziła mnie z równowagi jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było jeszcze możliwe.
-zamilcz nim będzie za późno – mruknąłem ostrzegawczym tonem.
-grozisz mi!? Jak ktoś taki jak ty może…
-dotykać szlamy?
Syknęła zaciskając ręce w pięści. Jej wściekłość podobnie jak moja sięgała wtedy zenitu.
-jakoś w nocy ci to nie przeszkadzało!- powiedziała, a przez jej oczy przemknęło zażenowanie.
-radzę ci o tym zapomnieć. To nic nie znaczyło!
-nie bądź śmieszny Malfoy, to akurat było oczywiste!
-dla ciebie jak widać nie i weź się w końcu w garść, bo nie rozumiem czemu wszystkie swoje frustracje wylewasz na mnie!
-frustracje?! Ty nic nie rozumiesz! Ciebie nie obchodzi nikt, nie masz przyjaciół którzy są dla ciebie jak rodzina!
-mam przyjaciół! Jak śmiesz ty obrzydliwa szlamo!
Miałem ochotę rzucić w nią jakimś zaklęciem niewybaczalnym. Naprawdę.
-mówisz o Crabbie, Goyle’u, Parkinson i Zabinim? To nie są prawdziwi przyjaciele i założę się o co chcesz, że sam doskonale o tym wiesz! Ty… ty po prostu nam zazdrościsz! – krzyknęła, a na jej obliczu widniało czyste zaskoczenie jakby właśnie uświadomiła sobie coś bardzo ważnego.
-nie mam czego, no chyba, że braku galeonów w skarbcu Weasley’ów…
-musisz być wyjątkowo biedny mentalnie, biedniejszy niż myślałam skoro interesują cię tylko pieniądze. Cholerny materialista!
-możesz chociaż raz się zamknąć? Bo jesteś jeszcze bardziej żałosna niż zwykle- powiedziałem siląc się na pozorny spokój.
-a ty możesz być chociaż raz odrobinę milszy?
-chyba sobie kpisz! Mogę być miły dziennie tylko dla jednej osoby, ale ty nie bierzesz udziału w losowaniu tego szczęśliwca.

                                                                     ***

Powoli wyłączałam się z jego monologu coraz bardziej pogrążając w niezbyt pozytywnych myślach, a kiedy już się „ocknęłam” zdążyłam wyłapać tylko: „kretynka” i „jestem zgubiony”.
-powtórz to wszystko jeszcze raz! – zażądałam obdarzając go złośliwym uśmiechem.
-czego szukałaś w lochach!?
-dowodów na to, że mogę ci zaufać i czy na pewno nie mordujesz tu ludzi za moimi plecami.
-i co znalazłaś?- spytał szyderczo wskazując dłonią na kości w jednej z cel - mięso było wyśmienite – oblizał się i prowokacyjnie uniósł brwi.
Miałam ochotę dać mu w twarz, a jedyną rzeczą, która go przed tym uchroniła była jego ręka, która natychmiast złapała mnie za nadgarstek.
-spróbuj to zrobić jeszcze raz, a pożałujesz- wysyczał mi do ucha na co zareagowałam podniesieniem brwi. Wyswobodziłam się z jego uścisku i bez słowa ruszyłam w kierunku schodów prowadzących na górę.
-Malfoy - powiedziałam, ale się nie odwróciłam - musimy wrócić do Londynu.
-nie - odparł krótko i mnie wyminął.
-ja wracam.
-jesteś tak ograniczona, że nie rozumiesz faktu, że właściwie nie z mojego wyboru zostałem w to wszystko wplątany przez co jestem uznawany za zdrajcę niewiele lepszego od ciebie? Czarny Pan nie ma litości i nie przebacza nawet najmniejszego przewinienia!
-w takim razie jeśli zerwiemy zaklęcie dowie się również o twoim miejscu pobytu?
-to trochę bardziej skomplikowane, ale ostatecznie tak. Granger, siedzimy w tym razem! Jeśli z twojej głupoty rozwiążemy zaklęcie to informacja o twoim miejscu pobytu o wiele szybciej trafi do Czarnego Pana od mojej ze względu na twoją brudną krew.
-to mój problem, zakon pomoże mi się ukryć, a ty mimo wszystko w dodatku mając więcej czasu również zdążysz to zrobić.
-jesteś pieprzoną egoistką!
-nie, po prostu staram się znaleźć racjonalne rozwiązanie!
-to nazywasz racjonalnym rozwiązaniem? W jakim ty świecie żyjesz?! Póki co jesteśmy bezpieczni i niczego nam nie brakuje, a ty chcesz to zniszczyć?! Przez ten twój durny Gryfoński upór i coś na kształt honoru obydwoje zginiemy. Na co wybacz, ale ci nie pozwolę!
-chodź ze mną. Załatwię to i tobie również Zakon pomoże - powiedziałam, a w reakcji na to Draco Malfoy parsknął śmiechem.
-jestem Śmierciożercą, dla takich jak ja nie ma litości. Wolę zginąć niż spoufalać się z Weasley’em i jemu podobnymi. Nie jestem dobry! Nie jestem po żadnej, cholernej stronie! Chcę tylko mieć święty spokój, a jeśli ty jesteś ceną, za którą go dostanę to cholera jasna niech cię nawet weźmie, ale pomożesz mi w tym! - wykrzyczał.
-jak zamierzasz to osiągnąć?
-nie wiem.
-jesteś egoistą i tchórzem. Wstyd mi za ciebie.
Powiedziałam to, a w jego oczach zapaliły się iskierki furii, jednak zdążył zrobić tylko jeden, malutki krok w moją stronę, gdy za nami rozległo się ciche pyknięcie. W tej samej sekundzie odwróciliśmy się do tyłu wyciągając różdżki przed siebie. Na końcu lochów leżał cały zakrwawiony chłopak, a obok niego klęczał drugi, będący w nieco lepszym stanie.
-Nott! Higgs! - wrzasnął Malfoy i rzucił się w ich stronę. - co ci się stało? Jak tu się dostaliście? Granger! Szybko, pomóż mi! Robak! - wyrzucał z siebie słowa z szybkością podobną do jakiegoś mugolskiego karabinu maszynowego.
Szybko do nich podbiegłam, nie zwracając uwagi na Malfoy’a, który właśnie wydawał jakieś polecenia skrzatowi.
-Herm…iona Grange…r. M…miło mi ci…ę po…po…znać - wykrztusił z siebie chłopak plując na wszystkie strony krwią. Kątem oka widziałam zszokowane spojrzenie Malfoy’a, który widocznie nie mógł uwierzyć, że jego kumpel pierwszy odezwał się do mnie i, że w ogóle był w stanie cokolwiek powiedzieć.
Robak powrócił niosąc całe naręcza bandaży i kilka różnych eliksirów i pudełeczek.
-potrzebujesz pomocy, jednak obawiam się, że klątwa, którą oberwałeś uniemożliwia nam ruszenie cię z miejsca, bo inaczej wywoła to krwotok wewnętrzny. Rzuciłam krótkie spojrzenie na jego prawie przezroczystą twarz i czarne, pozlepiane krwią włosy, a gdy prawie niezauważalnie kiwnął głową podwinęłam mu strzępy czarnej koszuli i zaczęłam rzucać po kolei wszystkie znane mi zaklęcia przeciwdziałające skutkom klątw czarnomagicznych, a także te zabliźniające rany i tamuje krwawienie. Gdy po około godzinie udało mi się przywrócić tego ledwo znanego mi Ślizgona do lepszego stanu niż krytyczny zajęłam się nastawianiem mu połamanych kości. Widziałam jak chłopak cały czas zagryza wargi żeby tylko nie krzyknąć z bólu, a z oczu co jakiś czas wypływają mu łzy. Na koniec podałam mu eliksir przeciwbólowo-regenerujący oraz usypiający dzięki któremu natychmiast zapadł w sen. Malfoy zajął się delikatnym przeniesieniem go do jednej z pustych komnat więc ja zostałam sam na sam z drugim chłopakiem.
-cześć - powiedział cicho i delikatnie się uśmiechnął co odwzajemniłam.
-masz złamaną rękę, pokaż mi ją - mruknęłam i podeszłam do Ślizgona, którego wcześniej znałam jedynie z widzenia. Ostrożnie klęknęłam obok niego i zaczęłam szeptać zaklęcia uzdrawiające i nastawiające chorą kończynę. Gdy skończyłam zorientowałam się, że przez klatkę piersiową chłopaka biegnie krwawy ślad.
-mogę?- spytałam cicho na co on tylko lekko się uśmiechnął i kiwnął głową.
Zaczęłam powoli rozpinać mu guziki szarej koszuli starając się nie myśleć jak to zapewne musi wyglądać z perspektywy osoby trzeciej. Okazało się, że jego stan był poważniejszy niż mi się wydawało, a rana głębsza niż myślałam, dlatego doprowadzenie jej do etapu, w którym sama naturalnie będzie mogła się zacząć się goić zajęło mi o wiele więcej czasu niż przypuszczałam, ale gdy skończyłam byłam zadowolona z efektów. Przy okazji uleczyłam mu też kilka mniejszych ranek i zadrapań, ale mimo tego Ślizgon ewidentnie był wyczerpany. Ja zresztą nie czułam się wcale lepiej. Nie wypoczęłam jeszcze całkowicie po tej tajemniczej utracie przytomności i taka ilość posłanych zaklęć mocno mnie zmęczyła.
-co wam się stało? - spytałam i ugryzłam się w język. Wiedziałam, że nie powinnam. Gdzie moje maniery?
- Czarny Pan omal nie zabił Theodora. Cudem uciekliśmy - szepnął i wzdrygnął się. W jego oczach malował się straszny smutek. Co się tam stało? Przecież obydwoje wrócili, w słabym stanie, ale w całości. Rzuciłam mu tylko współczujące spojrzenie i wstałam. Zaczęłam zbierać resztę magicznych przyborów, gdy on również zaczął się podnosić z chęcią pomocy.
-jesteś wykończony. Nie możesz! - powiedziałam, a on w reakcji na to tylko machnął ręką. Wyczarowałam magiczne nosze na które Ślizgon uparcie nie chciał wejść, a gdy już udało mi się go do tego przekonać całkowicie opadł z sił i zasnął. Magicznie transportowałam go na piętro na którym spotkałam Malfoy’a, który bez słowa pokazał mi ręką pokój graniczący ścianą z moim. Zdziwiło mnie to, ale zdecydowałam się nic nie odzywać.
Przy pomocy jednego zaklęcia umieściłam śpiącego chłopaka na łóżku. Strasznie mnie intrygował. Był taki uprzejmy, a przecież był też Ślizgonem co samo z siebie się wykluczało. Spojrzałam na jego bladą twarz, którą okalały przydługie kosmyki ciemnoblond włosów. Rzuciłam na niego specjalne zaklęcie czyszczące o nieco łagodniejszym działaniu od zwykłych i za pomocą magii transmutowałam jego zniszczone ubrania w nowe, wygodne.
Szybko go przykryłam i zaklęciem odesłałam pozostałe medyczne przybory, które były mi wcześniej potrzebne z powrotem do Robaka. Miałam już odchodzić, gdy na nadgarstku poczułam dotyk chłodnych palców.
-dziękuję - powiedział prawie niedosłyszalnie i zmierzył mnie ciepłym spojrzeniem swoich zielonych oczu.
Obdarzyłam go kolejnym uśmiechem i opuściłam pomieszczenie z myślą znalezienia Malfoy’a.

                          ———————————————————————————————

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 8 Dla tych którzy odeszli, odchodzą i odejdą

W myślach odhaczyłam ostatnią rzecz do zabrania i przy pomocy zaklęcia zmniejszyłam kufer do rozmiarów odpowiadających wielkościom naparstk...

Najpopularniejsze