Miniaturki

Tutaj znajdziecie wszystkie Miniaturki i krótkie serie z poprzedniego bloga:)

Poniższe prace w większości pochodzą z początku roku 2015 i 2016 r. dlatego przymknijcie oko na błędy i również traktujcie je z dystansem. Publikuję je tutaj tylko dlatego, że do niektórych z nich mam sentyment. Enjoy:)
PS. Naprawdę mam nadzieję, że nie będą takie złe.



Miniaturka świąteczna #1



Szedł korytarzem. To, że był zły to mało powiedziane! Był wściekły, zirytowany, zmęczony, doprowadzony do szewskiej pasji…i sam nie wiedział jak inaczej jeszcze miał to określić. Zastanawiał się dlaczego miał takiego złego ojca, który zlecił mu coś niemożliwego do wykonania!? To było takie niesprawiedliwe! Dlaczego on? Nie, no…
I właśnie wtedy, w tym najmniej oczekiwanym momencie jakaś postać oczywiście musiała go popchnąć. Kiedy odwrócił się by coś powiedzieć ona już znikała na końcu korytarza. Zapamiętał tylko brązowe pasmo włosów wystające zza kaptura. Stwierdził, że nie będzie sobie psuł reputacji ganiając za jakimś pewnie pierwszo lub drugo-roczniakiem.
Szybko o tym zapomniał.
Pojutrze była Wigilia. Dzień był taki sam jak zwykle: niebo było szare, deszcz lał się strumieniami, szybko zamieniając warstwę śniegu w warstwę błota. Rutyna. Szara. Zlewająca się w jedno rutyna. Nuda.
Jak co dzień ubrał się w swój, jeden z około kilkuset, czarnych garniturów, a na to narzucił hogwardzką szatę. Byle jak przypiął odznakę Prefekta Naczelnego i szybko ułożył włosy. Wyglądał tak samo jak zwykle. Wyszedł na korytarz z kilkoma książkami w ręku. Jak zawsze ignorował spojrzenia innych rzucane w swoją stronę. Po prostu szedł. Zarejestrował, że niechcący popchnął kogoś i książki tej osoby z hukiem rozsypały się na kamiennej posadzce. Miał to gdzieś, nawet się nie odwrócił. Dzień jak co dzień. Znowu szybko zapomniał o tej sytuacji.
Był ciekawy, gdzie podziewa się teraz Blaise lub chociaż Crabbe i Goyle, jednak zamiast ich na swojej drodze spotkał Pansy, co jeszcze bardziej pogorszyło mu humor.
-Draco?
-spadaj
-Dracuś?
-powiedziałem coś
-oh! Draco! Draco!
-liczę do trzech…raz…dwa…trzy…-warnął, a dziewczyny już nie było. Zirytowana podążała teraz w zupełnie innym kierunku. Zadowolony z siebie szedł dalej.
Strasznie denerwowały go napotykane wszędzie ozdoby świąteczne lub duchy nucące kolędy. Nigdy nie obchodził jakoś specjalnie emocjonalnie świąt, po prostu bardziej oficjalna kolacja i tyle. Nie rozumiał czym ci wszyscy ludzie się tak cieszą. Jak był młodszy to przynajmniej był zadowolony, bo dostawał prezenty, jednak z roku na rok coraz mniej entuzjastycznie obchodził święta, jeśli można to było w ogóle nazwać „obchodzeniem” tych dni. Teraz mógł spokojnie powiedzieć, że coraz bardziej go irytowały i męczyły. Prychnął z widocznym niezadowoleniem.
Kiedy miał już wchodzić do Wielkiej Sali kątem oka spostrzegł stojących kilka metrów dalej, gdzieś w kącie korytarza, przytulających się Weasley’a i Granger. Lekko zirytowało go to wydarzenie i jeszcze bardziej pogorszyło humor. Zdecydował, że nie będzie wchodził z nimi w jakieś żałosne dyskusje, bo godność mu na to nie pozwalała- więc po prostu wszedł do środka nie oglądając się za siebie.
Większość uczniów siedziała już przy stołach i wesoło rozmawiała. Kolejna denerwująca rzecz – pomyślał i skierował się w stronę stołu Slytherinu. Usiadł koło Blaisa i nalał sobie soku dyniowego. Nie reagował na wszystkie pytania rzucane w jego stronę, po prostu tępo patrzył się w szklankę, zbyt zamyślony żeby cokolwiek odpowiedzieć.
-Moi drodzy!- miło zaczął profesor Albus Dumbledore i klasnął w ręce- jak wiecie, jutro jest Wigilia! Wraz z nauczycielami zdecydowaliśmy, że wdrożymy pewien projekt, który będzie trwał przez całe święta. Muszę zadać wam bardzo ważne pytanie: Kto jedzie do domu na święta niech wstanie!- wstało kilkadziesiąt osób w tym głównie: Ginny Weasley, Ron Weasley i inni. Dobrze więc po posiłku prosiłbym osoby, które zostają w Hogwarcie na święta o przyjście do mojego gabinetu. Natychmiast. W takim razie teraz życzę wam smacznego! Dziękuję za uwagę!
Słowa dyrektora wywołały niemałe poruszenie wśród uczniów Hogwartu, rozpoczęły się lekko nerwowe szepty i zaciekawione spojrzenia bez przerwy rzucane w stronę nauczycieli.
                                                             ***
-Dobrze więc skoro jesteśmy tu już wszyscy razem, chcemy zaoferować wam z nauczycielami pewien projekt. Na początku dodam, że trzy wygrane pary uczniów będą miały najwyższą ocenę na koniec roku z wybranego przedmiotu, a reszta osób, które wzięły udział dostaną od kilkunastu do kilkudziesięciu punktów dodatnich dla swoich domów, wszystko zależy od jakości, estetyki i mądrości, tak, nie dziwcie się, mądrości danej pracy.
-Zostaniecie przydzieleni w pary. Na pewno w pierwszym typie par będzie sam Gryffindor i Slytherin, a w drugim typie sam Huffelpuff i Ravenclaw. Chodzi tu głównie o integrację tych domów, naukę współpracy, zaufania i wsparcia udzielanego sobie nawzajem, bo muszę przynać, że wasze zadanie nie będzie łatwe. Myślę, że przyda się to wam…nauka dodatkowych, poza szkolnych umiejętności, to będzie ciekawa przygoda dla was, oczywiście liczcie się z tym, że nie będą to pary losowe, tylko celowe. W każdej parze będzie jeden chłopak i jedna dziewczyna, dobrani pod względem stopnia relacji, im niższy stopieni porozumienia i wzajemnej empatii, tym większe prawdopodobieństwo przydzielenia do pary z daną osobą. Rozumiecie, że jeśli przykładowo należycie do Huffelpuffu i jesteście chłopcem to waszą partnerką będzie oczywiście dziewczyna, ale tylko z Ravenclawu, tak samo jest w przypadku Gryffindoru i Slytherinu. Kiedy zostaniecie już przydzieleni w pary zostaniecie przeniesieni za pomocą magii, losowo do jednego z dwudziestu-siedmiu świątecznych miejsc, w, których jest ta magia świąt. Miejsca te mają sprawić, że uwierzycie w święta, poczujecie ich magię, otoczenie i zrozumiecie ich sens. Kolejną sprawą jest, że oprócz tego musicie wymyślić i sprawić żeby działało własne zaklęcie świąteczne, im będzie ciekawsze i inteligentniejsze… tym większa szansa na wygraną! Dodatkowo musicie je opisać i przy współpracy stworzyć własną, prezentację na ten temat. Dodajcie tam zdjęcia, opis i wszystko co chcecie! Te trzy rzeczy odpowiednio wykonane, z nutą żartu i przyjaźni oraz wzajemnej współpracy pozwolą wam wygrać ten konkurs! Pamiętajcie musicie współpracować! To podstawa! Pewnie uprzedzę wasze pytanie, ponieważ powiem wam, że projekt ten realizujemy teraz, bo musimy mieć wolny cały Hogwart przez święta żeby, co prawda trochę później niż zwykle, zorganizować wam Bal Bożonarodzeniowy łączony z Balem Noworocznym i pewną niespodziankę dla was, która po powrocie od razu będzie tu na was czekała! Konkurs i projekt ten jest obowiązkowy dla wszystkich, a to jak się do tego przyłożycie to już wasza sprawa. W tym czasie wyjątkowo jesteście zwolnieni z lekcji. Wyjedziecie dziś wieczorem trochę wcześniej, ale specjalnie po to żeby mieć czas na ogólne rozpoznanie miejsca w, którym jesteście i zabranie się do pracy! Muszę przyznać, że wyjątkowo dużo czasu zajęło mi i szanownemu gronu pedagogicznemu wymyślenie par dla was i nie miejcie nam za złe, jeśli to będzie ktoś kogo nie lubicie…bo będzie na sto procent! Taki żart! To przecież na tym polega, powtórzę po raz trzeci: żeby nauczyć się współpracować i zintegrować nawzajem! Potraktujcie to jako jednocześnie niezłą przygodę jak i pewnego rodzaju lekcję! Czy macie jakieś pytania? Nie? To świetnie! W takim razie, pozwolicie, że zabiorę się już do przeczytania par. Nie ma co tracić czasu! Zaczynamy! Najpierw Huffelpuff z Ravenclawem:
Michael Corner z Padmą Patil
Terry Boot z Cho Chang
Anthony Goldstein z Luną Lovegood
Roger Davies z Penelopą Clearwater
Marcus Belby z Amandą
Marietta Edgecombe z Justinem Finch-Fletchey’em
Maisie z Ernie’m MacMillianem
Hanna Abbott z Zachariaszem Smith’em
Leanne z Summerbym
Teraz Slytherin z Gryffindorem:
Adrian Pucey z Romildą Vane
Milicenta Bulstrode z Cormacem McLaggenem
Lavender Brown z Vincentem Crabbem
Lee Jordan z Hestią Carrow
Dean Thomas z Florą Carrow
Gregory Goyle z Demelzą Robins
Seamus McMillian z Dafne Greengrass
Hermiona Granger z Draco Malfoy’em
Terence Higgs z Parvati Patil
Blaise Zabini z Katie Bell
Oliver Wood z Astorią Greengrass
Alicja Spinnet z Marcusem Flintem
Selina Moore z Harry’m Potter’em
Pansy Parkinson z Nigelem Wolpertem
Angelina Johnson z Graham’em Montague
Colin Creevey z Eloise Migden
Neville Longbottom z Fay Dunbar.
-Proszę was, bez żadnych zbędnych komentarzy, dobrze? Teraz podejdźcie do mnie po kolei w parach. Losujcie swoje miejsca!
CDN...
                                                                    ***

MINIATURKA ŚWIĄTECZNA  #2

Serce biło jej jak szalone, gdy szybkim krokiem podchodziła do wielkiej szklanej kostki aby wylosować „ich” miejsce. Słowo „ich” brzmiało tak dziwnie, tak źle w znaczeniu ona i Malfoy. Brrr! Ona i Malfoy!? Nie mogła sobie tego połączenia wyobrazić, jednak zgodnie z zaleceniami Dumbledore’a postanowiła potraktować to jak dobrą lekcję, naukę nowych umiejętności i może…ciekawą przygodę? Co z tego, że będzie tam Malfoy?! Po prostu będzie go ignorować i tyle! Na takich imbecyli nie warto tracić czasu! Trzeba być dobrej myśli i nie zwracać uwagi na takich dupków jak on! Chociaż mimo wszystko musiała przyznać, że sto razy bardziej wolałaby żeby był to ktoś inny…
Powoli wyciągnęła malutki zwitek kartki na, którym widniał napis:
                                                                       „Magiczny,zimowy domek w Alpach”
Aż podskoczyła z radości. Zawsze chciała odwiedzić Alpy, co prawda ostatnią osobą na świecie, która zostałaby jej partnerem w tej podróży byłby Malfoy…no ale cóż…
Potem wraz z przyjaciółmi pokazywali sobie swoje miejsca, okazało się, że Harry wraz ze swoją partnerką wylosował Fabrykę Bombek, Cho Chang: Fabrykę Lukrecji, Angelina Johnson: Domek Leśniczego, który zajmuje się sprzedażą choinek na święta, Alicja Spinnet: Domek jakiejś miłej starszej pani w, którym zapewne będzie mnóstwo jedzenia i herbaty, Parvati Patil: kamienicę w centrum świątecznego Paryża, Padma Patil: domek cały w środku z piernika, niedaleko centrum Londynu, Colin Creevey: wytwórnię prezentów, Katie Bell: małą herbaciarnię niedaleko lasu, na drugim końcu Anglii, Dean Thomas: zimowy pałacyk w jednym z lasów w Irlandii, Lee Jordan: fabrykę ozdób świątecznych, Seamus Finnigan: świąteczny domek na obrzeżach Londynu, Luna: malutki domek, w, którym jednocześnie produkuje się pierniki, na bagnach, w lesie i Neville: specjalne, magiczne, świąteczne mieszkanie w centrum Londynu.
Hermiona była pewna, że jest jedną z osób, które najlepiej trafiły, co do świątecznego miejsca. W dość dobrym humorze podążała do pokoju wspólnego Gryffonów, aby spakować się na wyjazd. Będąc już blisko portretu Grubej Damy usłyszała za sobą kroki. Szybko ukryła się za rogiem i nasłuchiwała.
Jakieś dwie postacie zatrzymały się obok wejścia do komnat Minervy McGonagall, rozmawiały szeptem, tak, że dziewczyna nie wszystko słyszała.
-musisz to zrobić.-mruknęła posępnie jedna z postaci
-nie mogę!-wrzasnął czyiś głos
-ciszej! inaczej mnie zabije!- warknął chyba starszy z nich
-nie jestem w stanie, nie mogę…nie uda się! Cały czas chodzi z przyjaciółmi, prawie nigdy nie jest sama, nie rozumiesz?!- szeptał wyraźnie zrozpaczony człowiek
-nie podnoś głosu na mnie! Nie obchodzi mnie to! Po świętach ma być już po wszystkim, dostarczysz ją martwą…albo…-atmosfera wyraźnie robiła się coraz bardziej nieprzyjemna, powietrze jakby zgęstniało.
-błagam…nie!- prosił załamany głos
-nie obchodzi mnie twoje zdanie! Masz to zrobić i tyle! A co do twojego ślubu to rozmawiałem z rodzicami Astorii i wszystko już jest załatwione- lodowaty ton głosu przeszył powietrze niczym ostry sztylet
Hermiona usłyszała jakiś szelest, a potem huk. Ktoś upadł na posadzkę. I znowu szybkie kroki zbliżające się w jej stronę, całe szczęście, że miała przy sobie różdżkę więc od razu rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona. Zza rogu wyszedł, a raczej wybiegł Theodor Nott, a za nim Draco Malfoy. Drugi z nich był strasznie blady i miał nienaturalne cienie pod oczami, minął ją o dosłownie centymetry. Odwrócił się na chwile mierząc badawczym spojrzeniem korytarz za nim: jakby zdawał sobie sprawę, że ktoś tam stoi.
                                                                              ***
„Powodzenia i…Wesołych Świąt”- życzliwie życzył im dyrektor Hogwartu sekundę przed tym jak się teleportowali.
                                                                              ***
Znajdowali się na skraju lasu z zewnątrz całego otulonego białym puchem. Było po chmurno, a z nieba lekko siąpił deszcz zmieszany z odrobiną śniegu. Zadygotała z zimna. Po lewej stronie był sam las, aż po horyzont rozciągały się białe od śniegu, iglaste choinki natomiast po prawej stronie zaczynając od miejsca w, którym stali, a kończąc na linii widnokręgu była wielka biała polana. Dopiero daleko, daleko stąd, gdzieś na horyzoncie rysowały się smukłe sylwetki drzew lekko pochylone od targającego nimi lodowatego wiatru. Oczywiście nie można było zapomnieć o wielkich górach dumnie stojących za lasem, jakby zwieńczających cały ten piękny, górski krajobraz. Kiedy skończyła już podziwiać piękno natury bliżej przyjrzała się domowi stojącemu przed nią. Był idealny, tak jakby ktoś budował go specjalnie dla niej. Z zewnątrz był pomalowany na szaro, miał bardzo dużo okien. Dach składał się z bordowej dachówki, a z komina leciał biały dym. Wydawał się taki zwykły, ale dla niej nie był…
Weszła do przedsionka. Był pomalowany na jasno szary. Obok znajdowało się wejście do kuchni, ładnej kuchni. Meble zrobione były z jasnego drewna, podłoga wykonana była z jasnych paneli, a ściany były ciemno szare. Całe pomieszczenie urządzone było w nowoczesnym stylu. Z kuchni przechodziło się do malutkiej jadalni. Cała była pomalowana na beżowo, a na środku stał wielki, hebanowy stół. Gryffonka wróciła z powrotem na korytarz. Weszła do bardzo przytulnego salonu. Nie był on ani za duży, ani za mały, był w sam raz. Podłoga zrobiona była z ciemnych desek, a przez większość pomieszczenia przebiegał biały, puchaty dywan. Na środku stała duża ciemna kanapa, a obok niej malutki, drewniany stoliczek kawowy. Znajdował się tu też duży kominek w, którym wesoło iskrzył się ogień. Na kominku stały ozdobne świeczki, wielki świąteczny wieniec i…o zgrozo! Ich zdjęcia z Hogwartu! Oczywiście robione osobno i w różnym czasie, ale przecież liczył się sam fakt, że one tu były. Pewnie dali je tu nauczyciele, Hermiona musiała przyznać, że była miło zaskoczona tym w, jaki sposób urządzili to miejsce. Niedaleko kominka stały dwa skórzane fotele i w rogu gigantyczna, ubrana już choinka. Na ścianach dla ozdoby po przywieszane były różne szable i stare miecze. Natomiast sufit zrobiony był ze specjalnych, ozdobnych, widocznych tylko od wewnątrz, drewnianych belek. Wszystko sprawiało naprawdę dobre wrażenie.
Wyszła z salonu i powoli zaczęła wspinać się po schodach na górę. Znalazła się w wąskim korytarzyku. Pierwsze ciemne drzwi od lewej prowadziły do ładnej łazienki, z dużą wanną i jeszcze większym lustrem.  Następne drzwi okazało się, że prowadziły do sypialni. Pomalowana była na błękitny kolor, a podłoga zrobiona była z ciemnych paneli. Na środku stały dwa łóżka jakby złączone ze sobą. Dające możliwość spania razem lub osobno. Po jednej i po drugiej stronie łóżka znajdowały się jasne, drewniane szafki nocne z klasycznym czerwono-białym budzikiem. Nad łóżkiem zawieszona była półka z kilkoma książkami i również ich zdjęciami. Zauważyła, że zamiast okien w tym pomieszczeniu zrobione było wyjście na duży balkon z dwoma krzesłami i stolikiem stojącym pomiędzy nimi.
Gdy wróciła z powrotem do sypialni spostrzegła białe drzwi. Bez wahania otworzyła je. Znalazła się w ładnym, przestronnym pomieszczeniu, którego jedna ze ścian była całkowicie szklana. Stały tu duże, jasne szafy. Od razu zorientowała się, że to garderoba. Jak na razie była szczerze zachwycona całym tym domem. Wyszła z powrotem na korytarz i zobaczyła jeszcze jedne drzwi, ostatnie, na samym końcu. Otworzyła je. To była biblioteka, zaimponowało jej to, bardzo. Pomieszczenie było dość małe, ale gustownie urządzone. Ściany były w kolorze jasnej lawendy, podłoga była wykonana z ciemnych paneli. Wszędzie znajdowały się drewniane regały po brzegi wypełnione różnymi książkami. Na końcu biblioteczki stała pluszowa, biała kanapa, szklany kawowy stolik na, którym znajdowała się pięknie pachnąca świeczka, a na podłodze leżał również pluszowy, jasny dywan.
Hmm…ciekawe, gdzie jest Malfoy…jak się teleportowaliśmy tu, to widziałam go ostatni raz, a potem już nie…a w sumie? To dobrze! Bardzo dobrze, że go nie ma! Przynajmniej będzie spokój…
I właśnie wtedy otworzyły się drzwi sypialni, a zaskoczona tym Hermiona aż podskoczyła.
-boisz się mnie Granger?
-ciebie? Nie rozśmieszaj mnie…
-nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
-to chyba oczywiste, że NIE!
-oj, Granger, Granger uważaj do kogo mówisz. Jeszcze się nie nauczyłaś, że do lepszych od siebie trzeba odnosić się z szacunkiem?
-ty bezczelny dupku!- wrzasnęła cała się czerwieniąc
Zacmokał z dezaprobatą i nie zdążył nic do niej powiedzieć bo ona już schodziła po schodach na dół.
                                                                            ***
Od dwóch godzin nie zamienili ani słowa. Weszła do salonu z kubkiem gorącej herbaty w ręce.
-co ty tu robisz Malfoy?
-czekam-odparł zdawkowym tonem, przeszywając ją nieodgadnionym spojrzeniem
-w takim razie nie przeszkadzaj sobie i czekaj dalej-zironizowała lekko rozbawiona i wyminęła go powoli podchodząc do okna. Ze zdziwieniem zauważyła, że stanął obok niej:
-Malfoy, czy ty przypadkiem nie miałeś czekać?
-dobrze wiesz, że czekałem na ciebie-odparł niemal z dosłyszalnym wyrzutem- powinniśmy porozmawiać.
-przecież rozmawiamy
-Granger, proszę cię, nie prowokuj mnie…
-ciebie? Niby jak?
-jesteś niemożliwa!
-…A poza tym od kiedy ty rozmawiasz ze szlamami?
-od nigdy.
-to skoro tak, to co ty tu jeszcze robisz?
-rozmawiam z tobą…
-powiedziałeś, że…
-cicho! Przestań już! Z tobą się naprawdę nie da dogadać! Tracę czas…
-to nie trać go więcej i idź stąd!
-nie bo musimy porozmawiać.
-możemy przełożyć to chyba na później?
-nie, bo nie bez powodu czekałem na ciebie pół godziny!
-no, faktycznie pół godziny to tak dużo czasu…
-nie umiesz być sarkastyczna
-właśnie teraz jestem sarkastyczna! A skoro tak mówisz to znaczy, że nie wiesz co to znaczy być sarkastycznym…
-dobra, ponieważ straciłem już tyle czasu na ciebie proponuję przełożenie tego konstruktywnego początku rozmowy na później?
Hermionę dosłownie zatkało. No bo od kiedy to Wielki Pan Arystokrata proponuje jakby „zawieszenie broni” i z nią prawie normalnie rozmawia? Dziwne…
-zgadzam się, a jeśli to jest jakiś podstęp to gorzko tego pożałujesz!
-tak, jasne…ale przejdźmy do rzeczy. Proponuję ci układ: otóż mam cię zabić, nie pytaj dlaczego, dla kogo i tak dalej, po prostu tak jest, jeśli będziesz udawać, że mnie nienawidzisz, a ja ciebie to nic ci nie zrobię...a tak na polecenie kogoś niestety musiałbym…
-co!? Ty chyba żartujesz sobie...ale w sumie przecież to żaden problem, bo my i tak się nienawidzimy!
-nie udawaj, to już nie jest to samo co rok temu lub wcześniej…-warknął, a ona niestety musiała przyznać, że miał racje. Miał tą cholerną rację! Nie lubiła go ale nie nienawidziła...chyba...
-chyba masz rację-mruknęła niechętnie, co bardzo go zaskoczyło.
-tutaj proponuję ci „zawieszenie broni” przez ten durny projekt będziemy się normalnie zachowywać w stosunku do siebie, ale już z powrotem w Hogwarcie niestety będziemy musieli przestać, bo inaczej będę musiał cię zabić, albo on zabije mnie…
-on? Czyli kto?
-nie mogę ci powiedzieć, Granger, umawialiśmy się na coś, prawda? Żadnych pytań! Więc nie bądź wścibska! A teraz odpowiedz mi na pytanie: zgadzasz się?
-no, a mam jakieś inne wyjście?
-to było pytanie retoryczne, ale nie.
-no właśnie więc nawet nie pytaj.
-chcę znać twoje zdanie.
-no, to chyba tak…
-świetnie więc co będziemy robić?
-my?
-no raczej, skoro użyłem formy mnogiej tego czasownika to „my” znaczy, że razem, takie trudne? Nie wiem dlaczego mówią, że jesteś najmądrzejsza w Hogwarcie…skoro elementarnych rzeczy nie wiesz…
-Malfoy!
-co szopo?
-oh! Zamknij się!
-no sama mnie przed chwilą zawołałaś!
-jesteś nieznośny…mam cię dość! Ty…
-radzę ci nie kończ tego zdania…
-bo co?! Grozisz mi?
-nie zachowuj się jak dziecko z przedszkola, trochę to przerażające, że JA muszę zwracać TOBIE uwagę, nie sądzisz?
-nienawidzę cię.
-nie przesadzaj…
-nie bądź infantylny.
-raczej ty!
-no widzisz, jak ty się zachowujesz? Żenująco to brzmi!
-wszystko przez ciebie.
-żałosne.
-wiem.
-co?!
-to co słyszałaś.
-od kiedy ty się przyznajesz do błędów?
-od jutra.
-dobrze się czujesz?
-w porównaniu do ciebie, tak.
-spadaj-warknęła i odwróciła się do niego plecami
-Granger?
-czego?! Bo jeśli pytasz czy przypadkiem nie widziałam lub nie znalazłam gdzieś twojego mózgu, to niestety nie mogę ci pomóc.
-ktoś tu widzę nie w humorze
-zgadnij dlaczego?
-Panna- Ja- Wiem- To- Wszystko jest przecież najmądrzejsza więc skąd ja mam to wiedzieć? Nie jestem tobą!
-odwal się!-mruknęła i obrażona wyszła z pokoju.

MINIATURKA ŚWIĄTECZNA #3
~(Czytajcie z podkładem! Sweater Weather Edit: James Harris)~od aut.

Dzień 1 (Dzień przyjazdu, dwa dni przed Wigilią)

-obrażasz się na mnie?
-nie bądź żałosny, Malfoy.
-nie jestem. Po prostu się pytam…
-a ja PO PROSTU odpowiadam!- warknęła i zniknęła za drzwiami w kuchni.
Kilka minut później wyszła z owego pomieszczenia z nieco łagodniejszą miną co odrobinę rozbawiło Ślizgona. Zastanawiał się tylko co takiego miała w sobie ta szlama, że jak na razie wszystko jej wybaczył, a te ich kłótnie wcale go nie denerwowały, a wręcz odwrotnie?
Zobaczył jak ubrała buty oraz swój ciemny płaszcz i wyszła na taras. Usiadła w fotelu i tępo wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo. Nagle jak oparzona podskoczyła do góry i z piskiem wbiegła z powrotem do salonu.
Zdziwiony spojrzał na nią z przymrużonymi oczami i popukał się w czoło, miał zamiar opuścić salon i spróbować odpocząć od jej uciążliwej obecności jednak nie dane mu to było zrobić, ponieważ Hermiona Granger w tej chwili oświecona swoją, własną „eureką” powiedziała:
-mam! Mam! Mam!
-co masz do cholery jasnej?!
-mam! Wymyśliłam! Znalazłam!
-super, ale co?- odparł ironicznie się uśmiechając
-no, ty głupku!ty…ty…
-nudne są już te wszystkie inwektywy, wymyśl jakieś lepsze, nowe…wiesz, cenię ludzi kreatywnych.
-debil-mruknęła jednak szybko się pohamowała- słuchaj, mam świetny pomysł na zaklęcie, które i tak trzeba by było wcześniej lub później wymyślić…
-jaki?-przetrwał jej rzeczowo.
-ale jest jedna zasada: po pierwsze uważam, że powinniśmy zrobić całą robotę w jak najszybszym czasie i oczywiście z jak największą dokładnością oraz precyzją, a potem mieć wolne.
-zastanowię się.
-dobra, słuchaj myślę, że to zaklęcie będzie wyczarowywało własne gwiazdki, rozumiesz?
-nie?
-chodzi o to, że dzięki temu zaklęciu będzie można wyczarować na niebie gwiazdy wyglądające jak prawdziwe, ale tylko na określony czas bo potem oczywiście one znikną z nieba.
-słaby ten pomysł…
-to wymyśl lepszy i nie marudź!
I wzięli się do roboty…Bez drobnych eksperymentów się nie obyło. Hermiona za wszelką cenę starała się ulepszyć do granic możliwości ich zaklęcie, a Draco tylko biernie się temu przyglądał. Dzięki dużej wiedzy teoretycznej i praktycznej Gryfonki oraz wielkiej znajomości lekko Czarnomagicznych zaklęć chłopaka i ich powiązań za sobą, wszystko im się udało.
                                                                                    ***
Dzień 2 ( 1 dzień przed Wigilią)
Następnego dnia podzielili się rolami: Hermiona miała za zadanie wykonać prezentacjo-plakat o ich zaklęciu oraz o miejscu, w którym się znajdują, a Ślizgon za cel wziął sobie przygotowanie opisu całego zaklęcia.
Pracowali w innych pokojach. Hermiona w bibliotece, a Draco w salonie – oczywiście po to, aby sobie nie przeszkadzać i żeby się przy tym nie kłócić. Owe prace zajęły im większość tego dnia.
Pod wieczór przyszli do salonu i chyba po raz pierwszy bez kłótni rozmawiali. Poprawiali swoje błędy jakie zrobili w pracy, rozmawiali, a czasami nawet żartowali…
                                                                             ***
Dzień 3 Wigilia

-Mamy spędzić razem Wigilię, zdajesz sobie z tego sprawę?
-no raczej, Granger.
-to chodź, bierzemy się do pracy.
-że co?!-tu Draco popisał się swoją wysoko rozwiniętą elokwencją >sarkazm<
-przecież musimy zrobić coś do jedzenia! Dwanaście potraw? Mówi ci to coś?
-ale chyba nie myślisz, że ja to będę robił?!
-tak, zgadłeś! Właśnie tak myślę.
-jakoś mnie nie przekonałaś.
-po prostu chodź!
-boże…Granger!
-nie marudź!
I poszli. Wspólnie (przy pomocy magii) przygotowali dwanaście potraw tylko, że w trochę mniejszych wersjach- tak aby byli w stanie wszystko zjeść.
                                                                                   ***
Hmm…w co by się tu ubrać…? Muszę wyglądać ładnie! Zaraz, zaraz! To tylko jakiś durny Malfoy, przed nim nie musisz się starać! Ale z drugiej strony musiała przecież dobrze wyglądać! Już podjęła decyzję…
Zaczęła od szybkiego makijażu „BE-NOT BE”, czyli takiego, którego prawie w ogóle nie było widać. Ona właśnie uwielbiała taki delikatny, subtelny…jakby wprost stworzony dla niej! Zawsze przecież ceniła naturalność.
Rozczesała włosy i ubrała swój prawie nieużywany komplet srebrnej biżuterii składający się z delikatnego, srebrnego naszyjnika z malutkim serduszkiem na końcu, kolczyków w kształcie serduszek i jednej bransoletki również z motywem serc.
Jej wybór jeśli chodzi o ubranie padł na bardzo delikatną sukienkę, subtelnie podkreślającą kobiece atuty. Nie posiadała ona ramiączek więc trzymała się jedynie na jej biuście i idealnie dopasowanym rozmiarze do wąskiej talii. Na górze była bladoróżowa z lekkimi, błyszczącymi, srebrnymi zdobieniami- trochę przypominającymi kwiaty. W pasie miała ładny, również bladoróżowy, błyszczący paseczek z malutką, srebrną kokardką po środku.
Natomiast na dole sukienka powoli przechodziła w pierwsze odcienie koloru ecru i kremowego. Składała się z ozdobnych falbanek co idealnie dopełniało całość.
Jako, że Hermiona nienawidziła wyglądać zbyt wyzywająco lub nawet wulgarnie, zdecydowała, że zamiast jakiś żałosnych szpilek na nogi ubierze bladoróżowe balerinki, ale czegoś jej brakowało, jakiegoś szczegółu, elementu…i wtedy lekko zawiał chłodny wietrzyk, który przedostał się tu przez uchylone okno w ich garderobie. Już wiedziała co było tym elementem! To był biały, delikatny jak mgła, długi aż do uda sweterek, który ładnie wpasował się w całość.
Na koniec spryskała się odrobinę perfumami o zapachu lawendy i innych polnych kwiatów.
Po raz ostatni przejrzała się w lustrze i po stwierdzeniu, że wygląda znośnie powoli zeszła na dół, do salonu.




                                                                   ***
(Birdy – People help the people)
„WOW!” – to prawdopodobnie było jedyne słowo jakie w tej chwili umiał z siebie wyrzucić. Nie spodziewał się, że będzie tak wyglądać. Była po prostu piękna. Nerwowo przeczesał palcami włosy. Był tak zdziwiony jej zmianą, że dosłownie go zatkało…oczywiście już od pewnego czasu zauważył, że bardzo wyładniała, ale nie zwracał na to aż takiej uwagi, bo przecież była szlamą…szlamą, która wyglądała teraz wyglądała o niebo lepiej od innych pustych idiotek-arystokratek. Wyglądała jak księżniczka…a miała na sobie tylko jakąś ładną, idealnie do niej pasującą sukienkę i chyba w ogóle nie miała makijażu…ale była taka piękna…oniemiał. Naprawdę nie spodziewał się po niej czegoś takiego, może i ten klimat i ten niezwykły wieczór zrobił swoje, ale to nie zmieniało faktu, że nigdy nie widział jej takiej pięknej…moja księżniczka…przestań Draco! Przestań! To tylko Granger! Szlama! Przyjaciółka Potter’a i prawdopodobnie nadal dziewczyna Weasley’a! Sam wiedział, że to co teraz myślał jest żenująco- żałosne i że w ogóle już w to nie wierzy, ale nie umiał jeszcze przyznać się przed samym sobą jak go oczarowała. Jego!? Draco Malfoy’a! Tak, jego! I w tej chwili miał w d*pie zdanie innych, liczyła się tylko ona i tyle…wiedział, że na zawsze już pozostanie ważną częścią jego życia i że nikt już tego nie zmieni.
-pięknie wyglądasz- wyszeptał tak, że ledwo go usłyszała i nerwowo spuścił wzrok w posadzkę.
-dziękuję Draco- odpowiedziała wdzięcznie się uśmiechając i przewiercając go spojrzeniem, tak, że przez chwilę miał wrażenie jakby przyjaźnili się od wielu lat, jakby znali się na wylot, jakby wiedzieli o sobie wszystko…Wiedział, że tym spojrzeniem niemal dorównuje jemu samemu…czuł jakby znała wszystkie jego myśli…
Minęła go i z gracją wyszła na taras. Stanął obok niej. Napawali się swoją obecnością. Na dworze było już ciemno. Po prostu tam byli. Stali w ciszy. Milczeli. Odpoczywali od siebie, a jednocześnie cały czas w duchu bardzo cieszyli się ze swojej obecności. Wpatrzeni w niebo wyglądali jak jacyś bogowie…On w czarnym garniturze i białych jak śnieg włosach, a ona w jasnej sukience i ciemnych jak noc włosach. Obydwoje mieli takie nieprzeniknione oczy…takie nie do opisania…niesamowite…
Nie mam pojęcia kto z nich krzyknął pierwszy, ale wiem, że były to niemal te same chwile…te ulotne momenty…
Na niebie właśnie pojawiła się pierwsza gwiazdka…tak tajemniczo błyszcząca, biała, niedostępna i taka dumna.
Stali tam jeszcze przez kilka minut uważnymi spojrzeniami wpatrując się w gwiazdę. W końcu weszli do środka.
Jedynym światłem jakie teraz paliło się w ich domu były trzy świeczki stojące na stole, dodające uroku i klimatu całemu, temu wieczorowi.
Wzięła opłatek ze stołu i stanęła naprzeciwko niego. Patrzyli sobie w oczy. Prawdopodobnie obydwoje w tym samym czasie utonęli w swoich oczach. Ona w jego chłodnych, szaro-błękitnych, a on w jej ciepłych, orzechowo-czekoladowych…
-Draco…nie mam pojęcia od czego zacząć…-wyszeptała jednocześnie zmniejszając dystans między nimi- życzę Ci: wspaniałych przyjaciół…na, których zawsze będziesz mógł polegać, tej jedynej, która da ci miłość i z, którą będziesz szczęśliwy, zdrowia, szczęścia, samych sukcesów w szkole jak i w przyszłości, miłości, dużo uśmiechów i…sama nie wiem…spełnienia marzeń!- wyszeptała i spontanicznie go przytuliła. Nie odtrącił jej zbyt zdziwiony i zadowolony jej gestem.
Powoli się od niego odsunęła.
-Gran…Hermiono i co ja mam ci życzyć… powiedz mi?-wyszeptał tak łagodnie i miękko, że kolana się pod nią ugięły- nie będę ci życzył sukcesów w nauce i w późniejszym życiu bo i tak wiem, że je osiągniesz i sobie poradzisz ze wszystkim, życzę ci wytrwałości, abyś dalej trwała przy przyjaciołach, abyś dalej broniła swojego zdania, zdrowia, szczęścia, miłości…niekoniecznie z Weasley’em oczywiście! Spełnienia marzeń i czego sobie tam jeszcze chcesz…-dodał i przełamali się opłatkiem.
Nie pytajcie mnie jak to się później stało…czy to przez te świece i klimat, czy przez nich samych, czy przez przypadek, czy przez szczęście, czy przez los…nieważne! Po prostu mnie nie pytajcie o to, bo nie mam pojęcia! A było to tak…długo sobie jeszcze patrzyli w oczy…on ją onieśmielał swoją anielską urodą, a ona niego. Delikatnie złapał ją za rękę, najpierw za jedną, a potem za drugą…i jakoś się potoczyło, maksymalnie zmniejszyli dzielący ich dystans nadal nie przerywając tego hipnotyzującego kontaktu wzrokowego i…
Ona wplotła palce w jego włosy, a on złapał ją w talii i mogło to wyglądać trochę brutalnie, ale tak nie było, pocałował ją…
Zrobił to tak namiętnie jak jeszcze nigdy, jakby byli siebie spragnieni, stęsknieni, jakby byli w sobie głęboko zakochani, bo może byli? Kto wie…
Przerwali pocałunek dopiero wtedy, gdy zabrakło im tchu. Jak gdyby nigdy nic powoli zabrali się do kolacji. Rozmawiali, żartowali, dyskutowali i droczyli się tak, jakby nigdy nic takiego się nie zdarzyło…
A może to wszystko dzięki Magii Świąt?
                                                                              ***
(Birdy – Wings)
Dzień 4 (Pierwszy Dzień Świąt, Boże Narodzenie)
Ten dzień upłynął im wyjątkowo spokojnie, jednak byli bardziej zajęci jeszcze ewentualnymi poprawkami nad ich wspólną pracą niż rozmyślaniem nad tym co się wczoraj stało.
Gdy skończyli, każdy z nich zajął się czymś innym. Hermiona czytała książkę, a Draco gazetę, która jakimś cudem nagle się u nich pojawiła.
Nie rozpatrując wczorajszych sytuacji po prostu zachowywali się jak zwyczajni szkolni rówieśnicy, koledzy, ale nic więcej…
                                                                            ***
Dzień 5 (Drugi Dzień Świąt)
Myślę, że nie warto tu opisywać ich całego dnia, ponieważ był on bardzo podobny do poprzedniego i nic ciekawego się w nim nie działo, aż do wieczora…
Przebrała się w długą sukienkę z wygodnego materiału na, którą narzuciła lekki, bawełniany sweterek, a, że materiał ubrań, które obecnie miała na sobie ciągnął się za nią po ziemi dodawało jej to lekkiego uroku, gracji, wyglądała trochę podobnie do jakiejś mugolskiej księżniczki z XV/XVI wieku.
Powoli przygotowywała się do snu więc jeszcze mokre po kąpieli włosy zostawiła rozpuszczone i zdecydowała, że sprawdzi co u Malfoy’a. Powoli zeszła na dół, jednak ani w salonie, ani w kuchni, jadalni, ani na korytarzu, ani nigdzie indziej go nie było więc jedynym rozwiązaniem było to, że był na tarasie i rzeczywiście miała rację.


Stał do niej odwrócony plecami, wpatrzony w niebo, a wiatr rozwiewał jego jasne włosy.
-Mal…Draco?- szepnęła stając w progu domu
-co? –odparł oschle
-nic, po prostu przyszłam do ciebie…jak chcesz to mogę pójść…
-nie.-krótko uciął jej wypowiedź
-coś się stało- zapytała z lekkim niepokojem wymalowanym na twarzy
-nie…-mruknął bez przekonania i odwrócił się w jej stronę. Zobaczył nieme przyzwolenie w jej oczach i coś jakby na kształt tęsknoty, po prostu ją do siebie przyciągnął i przytulił. Stali tak chyba z kilkanaście minut aż w końcu się od siebie odsunęli i tym razem to ona bez wątpienia to zaczęła. Pocałowała go, a on od razu odwzajemnił pocałunek, który był zupełnie inny od ich wcześniejszego, przede wszystkim był o wiele delikatniejszy, spokojniejszy i pełen pieszczot.
Usiłowała skończyć to wcześniej, bo wiedziała, że to jest złe i zakazane, ale nie mogła..on był tak oszałamiająco niesamowity i przyciągający…ugh! Działał na nią jak magnez! Przestań! Stop! Zachowujesz się jak jakaś rozwydrzona, pusta, mugolska piętnastolatka!
Odsunęli się dopiero, wtedy kiedy zabrakło im powietrza i już nasycili się sobą. Lekko zmieszani nie wiedzieli co zrobić. Ślizgon był zły na siebie, bo przecież z iloma dziewczynami już się całował albo robił coś więcej to nigdy tak się nie czuł! To wszystko co się w nim skumulowało było dziwne…a przecież on jest Śmierciożercą, nie może pozwolić sobie na takie chwile słabości!
Co było potem? No, to chyba oczywiste! Byli siebie tak stęsknieni, że po kolejnych pocałunkach niemal z prędkością światła wylądowali w sypialni na górze.
W sumie to do dzisiaj nie mam pojęcia ( i oni też) co na nich wtedy działało, ale było to coś co przypominało jakby tęsknotę, zauroczenie, a może to wszystko im się po prostu wydawało…Po raz kolejny zadaję sobie to pytanie: A może to wszystko dzięki magii świąt? Może to ona sprawiła, że wrogowie się godzą? Kto wie…
                                                                            ***
(Birdy – Skinny Love)
Dzień Wyjazdu (1 dzień po zakończeniu świąt)
Unikali się. Wszystko robili mechanicznie. Czas pozostały im do wyjazdu spędzali w odosobnieniu. W samotności. Towarzystwa dotrzymywał im szok, zawstydzenie, zmieszanie i lekkie zauroczenie sobą? Nie wiedzieli co wtedy nimi kierowało, ale z minuty na minutę te silne uczucia jakie jeszcze wczoraj do siebie żywili, słabły. Powoli słabły dając miejsce rozsądkowi i sumieniu.
Hermiona mogła stwierdzić, że dzisiejszy dzień był zdecydowanie jednym z najgorszych w jej życiu. Wyrzuty sumienia i wstyd nie dawały jej spokoju. Była na siebie wściekła, za to, że nad sobą nie panowała. Nie mogła zrozumieć co nią wtedy kierowało i co takiego widziała w Malfoy’u!?  Nie mogła wiedzieć, że podobne rozterki teraz przeżywał Draco.
Kiedy już byli spakowani, a ich walizki stały przed drzwiami czuli, że obydwoje zaraz wybuchną. Dzisiaj zamienili ze sobą jakieś 2-3 słowa. Mieli tego serdecznie dość. Za nim dostaną wiadomość co jest ich Świstoklikiem i gdzie, musieli jeszcze ze sobą poważnie porozmawiać. Musieli pozamykać wszystkie swoje sprawy.
-Mal…Ugh…Draco?- zaczęła niepewnie Hermiona, która teraz już nawet nie wiedziała jak ma się zwracać do Ślizgona
-musimy porozmawiać- odparł bez mrugnięcia okiem
-ja pierwsza- mruknęła starannie omijając jego oczy- nie wiem jak zacząć…
-ja też…
-wstyd mi…
-mi też, to było głupie, nierozsądne i żenujące…
Tak, tak znowu nie wiem kto powiedział to pierwszy, ale wydaje mi się, że szepnęli to w tym samym czasie:
-Zapomnijmy o tym. - powiedzieli chyba jednocześnie i zaskoczeni nareszcie spojrzeli sobie w oczy. Hermionie przez ułamek sekundy wydawało się, że widziała w jego oczach coś podobnego do rozczarowania, ale zaraz zastąpiła je obojętność.
-to co było zostawiamy tutaj.
-zamknijmy tą sprawę…
-myślę, że to było dziecinne i nieodpowiedzialne, nie chce wiedzieć co mną wtedy kierowało, ale cokolwiek to było i jeśliby coś z tego powstało to…ugh! Nie wiem co by było w Hogwarcie…nie chcę tego wiedzieć nawet! Lepiej nie róbmy problemów, to nic nie znaczyło, prawda?- szepnęła niepewnie patrząc w jego oczy
-no…chyba…tak…-odparł bez przekonania
-może to zabrzmieć prymitywnie i jakoś infantylnie, ale to co czułam przez ten dzień jest nie do opisania, z jednej strony było mi wstyd, miałam wyrzuty sumienia, byłam na siebie zła, a z drugiej…ehh…nieważne!
-miałem tak samo, z drugiej strony…byłem chyba…
I tego już nikt z nich nie odważył się powiedzieć na głos, a szkoda bo może wtedy ta historia potoczyłaby się zupełnie inaczej…
-Draco, nieważne, to i tak nie miałoby przyszłości, to bezsensu, zapomnijmy o tym…wiesz to czysty wypadek, jakoś tak…
-dokładnie, mi też się tak wydaje! Ale nie roztrząsajmy tak tego, wydaje mi się, że to dlatego bo po prostu fajnie wczoraj wyglądałaś, spodobałaś mi się i uznajmy, że byłaś po prostu jedną z moich panienek…święta minęły i już nic nie czuję z tego co było wczoraj lub w Wigilię…
-ja też więc tą sprawę zostawiamy tutaj, zapomnijmy o tym po prostu!
-to był wypadek przy pracy!
-dokładnie, ale pamiętaj nikt ma się o tym nie dowiedzieć.
-jasne!- i na znak porozumienia podali sobie ręce. W chwile później przyszła wiadomość wysłana do nich patronusem od profesor McGonagall, że ich Świstoklikiem jest wazon z kwiatami stojący na stole. Jakby na dowód tego owy przedmiot nagle zajaśniał charakterystycznym dla takich Świstoklików blaskiem. Kiwnęli sobie głowami i dotknęli Świstoklika. Znaleźli się przed głównym wejściem do Hogwartu. Przepuścił ją w drzwiach.
Spojrzał jej jeszcze tylko w oczy, zobaczyła w nich coś dziwnego…takiego niesamowitego, nie do opisania, a potem rozeszli się. On poszedł w lewo, a ona w prawo. Tak, właśnie ich drogi rozeszły się.
Jedyne co później zmieniło się w ich zachowaniu to brak wzajemnych wyzwisk, a czysta obojętność. Cisza między nimi.
                                                                                ***
(Birdy – Shelter)
5 LAT PÓŹNIEJ...(WIGILIA)
Wiele przez ten czas się zmieniło. Przede wszystkim Hermiona wyszła za mąż za Krystiana White. Przystojnego czarodzieja o jasnobrązowych włosach i przepięknych, hipnotyzujących oczach. Był to czarodziej czystej krwi, który uczył się w Dumstrangu, zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia, ze wzajemnością zresztą. Mieli trzyletnią córeczkę Dafne. Jak na razie to Hermiona musiała przyznać, że była w 100% szczęśliwa. Krystian był aurorem, a ona dyrektorką w Ministerstwie Magii, w departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów co od zawsze było jej marzeniem. Mieszkali w Londynie.
W wigilię, gdy wracali do domu ze świątecznych zakupów niechcący na kogoś wpadła.
-przepraszam- mruknęła
-następnym razem uważaj jak chodzisz- mruknął jakiś znajomy głos, niestety postać miała kaptur więc nie widziała twarzy. Jak na zawołanie zawiał wiatr i zobaczyła te białe włosy. Prawie w ogóle się nie zmienił…no może zmężniał i wyostrzyły mu się rysy twarzy.
-Granger…
-Malfoy, po pierwsze nie „Granger” tylko „White”!
-Miona?- usłyszała, gdzieś za plecami głos Krystiana- wszystko dobrze? –spytał lustrując niechętnym spojrzeniem blondyna, który odpłacił mu się tym samym.
-tak, idźcie już! Zaraz was dogonię! –krzyknęła uśmiechając się do swojego męża i posyłając swojej córeczce buziaka na pożegnanie.
-dawno się nie widzieliśmy…- mruknął i uśmiechnął się ironicznie
-to prawda, ale lepiej pójdę już, wesołych świąt.
-wzajemnie. Uważaj bo magia świąt bywa bardzo silna- powiedział i Hermiona od razu domyśliła się o co mu chodzi. Obydwoje się roześmiali. Tak, jak wtedy. 5 lat temu. Skinęli sobie głowami i rozeszli się. Znowu w inną stronę. Ona w prawo, a on w lewo. Nigdy już się nie spotkali.
                                                                        ***
Obydwoje doskonale wiedzieli, że ta historia skończyłaby się zupełnie inaczej gdyby tylko dali sobie trochę więcej czasu, gdyby dali sobie szansę, gdyby się nie bali, gdyby serce zwyciężyło nad rozsądkiem. Udałoby im się, gdyby tylko powiedzieli to na głos, jednak los zdecydował inaczej.
Zawsze pozostaną ważną częścią życia każdego z nich. Ile to już osób zastanawiało się co stało się w domu w Alpach podczas ich pobytu? Czy dalej coś do siebie czuli czy było to tylko przelotne, szczeniackie zauroczenie? Co się w nich zmieniło? To na zawsze pozostanie ich tajemnicą. Tajemnicą, którą prawdopodobnie zabiorą ze sobą do grobu.
A może jednak to była tylko magia świąt?
Miniaturka #3 (Special)
-słodki jesteś- mruknęłam czule dotykając jego policzka.
-wiem to od 17 lat!
-a ja dopiero od 2...-powiedziałam bez namysłu
-jak to wiesz to dopiero od 2? A właściwie nieważne...chcesz wiedzieć co ja wiem dopiero od 2 lat?
-myślałam, że wiem już o tobie wszystko, ale jak widać nadal potrafisz mnie czymś zaskoczyć.- powiedziałam i oparłam głowę na jego ramieniu i przysięgam, że nie mam schizy!; poczułam jak jego serce zaczęło szybciej bić!
-wiem...-tutaj przerwał i mocno mnie do siebie przyciągnął-...że chcę żebyś się we mnie zakochała...
-ale ja cię już kocham!
-nie kochasz mnie w ten sposób- kątem oka zobaczyłam jak z jego twarzy powoli znika całe zadowolenie.- chciałbym żebyś zrobiła dla mnie wszystko nie dlatego, że jestem twoim przyjacielem, ale dlatego, że jestem twoją miłością...chciałbym żebyś zakochała się w takiej osobie, którą jestem przy tobie, dzisiaj, a nie przy innych...nie! To zdecydowanie źle brzmi...zapomnij o tym.
-tego nie da się zapomnieć, za dużo to znaczy głupku! Skąd ty możesz wiedzieć, że nie kocham cię w ten sposób o jakim mówisz?
-widzę to, czuję to i po prostu wiem to! Jestem żałosny, prawda?
-jesteś słodki, mówiłam ci to już!
-przestań, robisz mi nadzieję, przez ciebie staję się miękki! Nie mogę już tak dłużej - syknął i odepchnął mnie od siebie od razu zaczynając poprawiać swoją idealnie białą koszulę i czarny krawat. Błyskawicznie wstał, podniósł swoją marynarkę ze skórzanej kanapy na, której jeszcze kilka sekund temu siedział razem ze mną i wyszedł bezszelestnie zamykając za sobą drzwi. Zanim doszło do mnie to co właśnie się stało minęły dobre dwie minuty. Wybiegłam z pokoju i znalazłam się na pustym, kamiennym korytarzu. Rozejrzałam się na boki i intuicyjnie pobiegłam w lewą stronę, w stronę wyjścia z zamku. Zobaczyłam go już bardzo niedaleko wyjścia. Udało mi się go dogonić.
-wiesz co ja wiem od 2 lat? Wiem, że kocham cię zdecydowanie za mocno- syknęłam mu prosto w twarz, a potem bezceremonialnie pocałowałam. Byłam na niego zła za to, że chciał mnie zostawić, ale jakimś cudem adrenalina wcześniej przytłumiła te uczucia, które teraz wypłynęły ze zdwojoną siłą. Czułam się naprawdę źle, ale o dziwo nawet nie chciało mi się płakać. Odwróciłam się do niego tyłem.
-przepraszam, nigdy więcej tak nie zrobię, kocham cię…
Obudziłam się w swoim łóżku, a w mojej głowie odbijały się tylko te, ostatnie słowa…Ciekawe czy sny mogą okazać się przepowiedniami?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 8 Dla tych którzy odeszli, odchodzą i odejdą

W myślach odhaczyłam ostatnią rzecz do zabrania i przy pomocy zaklęcia zmniejszyłam kufer do rozmiarów odpowiadających wielkościom naparstk...

Najpopularniejsze